Miłej lektury!
2.Szczęśliwie,
zajęcia nie trwały zbyt długo i już po półtorej godziny opuściłam budynek
uczelni. Przemykając wąskimi, brukowanymi uliczkami kierowałam się w stronę
mieszkania mojego najlepszego przyjaciela. Mateusz, bo tak mu na imię, jest
bezdyskusyjnym mistrzem charakteryzacji. Nawet ze mnie potrafi zrobić prawdziwą
piękność, a to już jest nie lada wyczyn. Czekał mnie pracowity wieczór. Wybierałam
się na bal charytatywny, oczywiście w celach zarobkowych. Będzie tam mnóstwo
znanych i bogatych osób. Całość organizował chyba jakiś polityk o śmiesznym
nazwisku. Lachman? Czy coś w tym stylu.
Kiedy już
stałam pod drzwiami odrestaurowanej kamienicy z pamięci wstukałam kod
otwierający drzwi i pognałam zwinnym kuc - galopkiem w kierunku wejścia ze
znajomym numerem. Weszłam bez pukania co skutkowało tym, że natknęłam się na Mateusza w
czułych objęciach jego chłopaka Piotra.
-Cze… - tu
zaniemówiłam – Ups, nie wiedziałam, że masz gości, cześć Pit. – skinęłam głową
w kierunku faceta mojego przyjaciela - Wpaść później?
-Hej,
skarbie! Nigdzie nie idź, Pit właśnie wychodzi, a my już za chwilę zrobimy z
ciebie jeszcze większe bóstwo. – przywitał mnie Mat, po czym cmoknął mój
policzek.
-Bóstwo?
- zapytałam z niemałą podejrzliwością -
Jeszcze większe?
-Mhm… - odpowiedział, pożegnał się z Piotrem, który
zdążył się już ubrać do wyjścia i zwrócił się z powrotem w moją stronę – Gotowa?
-Jak zawsze,
oddaję się w twoje ręce.
-Odważnie,
ale okay.
Uwielbiam te
nasze seanse. Mat jedną z sypialni zmienił w prawdziwy salon piękności. Maleńkie
wnętrze utrzymane w ciepłych barwach z ogromną toaletką ustawioną pod jedną ze
ścian, dyskretne oświetlenie i relaksacyjna muzyka sącząca się z głośników.
Jednak najbardziej uwagę przykuwał zapach świeżości unoszący się w powietrzu.
Głęboko się nim zaciągnęłam i westchnęłam z przyjemności.
-Co dla mnie
zaplanowałeś? – chciałam zaspokoić ciekawość, ale nie spodziewałam się jasnej
odpowiedzi, bo jeszcze nigdy takowej nie dostałam.
-Coś
specjalnego, spodoba Ci się. – ta odpowiedź nie mogła brzmieć inaczej. Podsunął
fotel i dodał – Madame, czy uczyni mi pani ten zaszczyt?
-Jakże bym
mogła odmówić? – zapytałam ze śmiechem i usiadłam. Zasłonił mi oczy czarną
chustką i kazał się odprężyć.
Po jakichś dwóch godzinach czesania, szarpania, upinania,
malowania i pudrowania, podczas, których się zdrzemnęłam, dostałam polecenie
„ruszenia tego chudego tyłka” więc wstałam i prowadzona za rękę poszłam w
nieznanym mi kierunku. Kiedy już byliśmy u celu, czyli chyba w garderobie,
otrzymałam kolejne polecenie.
-Rozbieraj
się. – bez skrępowania zsunęłam spódnicę, zdjęłam sweter i koszulę, chociaż z
tą ostatnią miałam mały problem ze względu na zasłonięte oczy. Przy Mateuszu
nigdy nie czułam wstydu, znaliśmy się od przedszkola i zawsze byliśmy tylko
przyjaciółmi, ale kto wie co by było, gdyby Mat jednak wolał dziewczyny. Mi nie
przeszkadza jego orientacja, ważne to jakim jest człowiekiem, a nie z kim
sypia.
-Powinnam
się bać?
-Nie ufasz
mojemu gustowi?! – spytał z udawanym oburzeniem- A teraz ręce do góry. –
spełniłam polecenie nic już nie mówiąc. Poczułam jak delikatny materiał opina
moje ciało, zaraz nastąpi chwila prawdy. Obrócił mnie o sto osiemdziesiąt
stopni i zdjął z oczu opaskę.
- O kurde.
Moja reakcja
była całkowicie uzasadniona bo w lustrze widziałam nieznajomą. Piękne blond
fale ze złotymi refleksami spływały po ramionach i plecach aż za łopatki. Usta
umalowane szminką w odcieniu krwi i wspaniale podkreślone kości policzkowe. No
i ta sukienka – idealna. Cała czarna, długa do ziemi, przylegająca do ciała w
odpowiednich miejscach, z długimi rękawkami i zwężeniem w talii, dodatkowo
odkrywająca całe plecy.
-Mat, ja
rzeczywiście wyglądam jak bogini.
-Nie,
jeszcze nie.
-Jak to
nie?! Przecież jest perfekcyjnie! Ta peruka wygląda jak prawdziwe włosy no i
suknia - cudowna!
-Skarbie,
jeszcze oczy. Są piękne, ale trzeba je jeszcze trochę podrasować. No i
oczywiście buty, raczej nie pójdziesz na boso.
-A co z
tobą? Potrzebuję partnera.
-Spokojnie,
pół godziny i będę gotów. A teraz chodź, bo muszę umalować te twoje sarnie
oczęta.
Rzeczywiście
wystarczyło mu pół godziny. W garniturze i z ułożonymi włosami wyglądał jak
młody DiCaprio, tylko że w wersji ciemnowłosej i szarookiej. On przystojny, ja
dziś wyjątkowo piękna. Wszystko wskazuje na to, że będziemy najcudowniejszą
parą imprezy. Z nadmiernym entuzjazmem podniosłam się z szezlonga co
przypłaciłam efektownym fikołkiem. Głupie, niebotycznie wysokie obcasy! Co z
tego, że wyglądałam w nich fenomenalnie? Mateusz ze śmiechem pomógł mi podnieść
się z podłogi.
-Ofiara
losu… - powiedział nie przestając się śmiać.
-Odpieprz
się. – odparowałam, pokazałam mu język po czym sama zaczęłam chichotać -Dobrze wyglądasz – dodałam
po chwili.
-Dobrze?
Skarbie ja wyglądam nieziemsko!
-Właśnie
mnie oślepił błysk twej skromności.
-Wyhamuj ten
pociąg nienawiści i zazdrości. Też nieźle się prezentujesz. Jestem przekonany,
że męska część gości padnie na kolana. W końcu, jakby nie patrzeć, jesteś moim
dziełem!
„Dzieło” to
wyjątkowo trafne sformułowanie. Tego wieczora nie przypominałam samej siebie.
Błękitne soczewki i modyfikator głosu idealnie dopełniały obrazka młodej, nieco
głupiutkiej i przede wszystkim ślicznej dziedziczki hotelarskiej fortuny. Rzeczywiście,
prezentowałam się całkiem nieźle.
-Gotowa?
-Jasne,
tylko założę płaszcz, wezmę torebkę i możemy ruszać.
Już kilka
minut później siedzieliśmy oboje we wnętrzu jego Jaguara i mknęliśmy na bal.
Zapadłam się w miękkim, skórzanym fotelu i czułam jak całe moje ciało drży z
oczekiwania. Ekscytacja przepływała przeze falami. Przymknęłam powieki i z
pozornym spokojem czekałam aż dojedziemy do celu.
-Wstawiaj
księżniczko, jesteśmy na miejscu.
-Tak, mamo.
- otworzyłam oczy, odwróciłam głowę w stronę Mata – Kim dzisiaj jesteśmy?
-Parą, ty
piękną córką jakiegoś rosyjskiego oligarchy, a ja młodym biznesmanem. Umiesz
mówić ze wschodnim akcentem, prawda?
-Zobaczę co
da się zrobić. Wyjawisz mi jak zdobyłeś zaproszenia?
-Żartujesz
sobie? - Nic nie mówiąc wysiadłam z samochodu i nawet udało mi się utrzymać
względną równowagę! Odwróciłam się w stronę swojego partnera i spytałam:
-Idziesz,
Panie Tajemniczy? Praca czeka.- wysiadł z auta, podszedł do mnie i szarmancko
wziął pod rękę.
Wnętrze
pałacyku zapierałoby dech w piersiach, gdyby dekoracje nie były tak kiczowate.
Ktoś chyba nie miał inwencji twórczej, bo przed oczyma mieliśmy istny miszmasz
wszystkiego. Od balonów, przez lampki choinkowe i mnóstwo kwiatów, po girlandy
wiszące pod sufitem. Jeszcze żeby chociaż kolory pasowały, ale nie! Okropność.
Istny sen wariata.
-Czy ciebie
też boli głowa od nadmiaru tych „upiększeń” – zapytałam robiąc w powietrzu
cudzysłów z palców.
- Żeby tylko
głowa…- odpowiedział szeptem odbierając
ode mnie płaszcz, który oddał do szatni – Chodź kochanie, masz może ochotę na
szampana? – dodał już znacznie głośniej.
- Na
szampana? Zawsze, tygrysku.
- Tygrysku?
– uniósł pytająco brwi.
- Nie podoba
ci się? Przecież muszę cię jakoś nazywać. – zrobiłam nadąsana minę rozpuszczonej
dziewczynki. Jestem świetną aktorką, pomyślałam
„skromnie”. Wszyscy się na nas patrzyli. WSZYSCY. Nic nie odpowiedział,
ale ja nie mogłam się powstrzymać
- Grzeczny
tygrysek.
Mat wcisnął
mi do ręki kieliszek z jasną musującą cieczą, najpierw powąchałam, a później
zaryzykowałam wzięcie małego łyka. Walić dekoracje, bo szampana mają tutaj
pierwszorzędnego! Rozglądałam się po gościach powoli sącząc napój. Ten – nie,
ten też. O, może tamten! Nie, jednak nie. Gdzie są, do diabła, ci wszyscy znani
i bogaci? Zaczęłam nerwowo podrygiwać, ciągle stojąc w miejscu. Na szczęście mój
partner alias „Tygrysek” był ogarnięty i
porwał mnie do tańca. Trochę ciężko się tańczy do jazzu, ale nie byliśmy jedyną
parą, więc wmieszaliśmy się w tłum nie zwracając na siebie zbyt dużej uwagi.
Po kilku piosenkach zeszliśmy z parkietu. Mat zniknął mi z
oczu, pewnie poszedł po więcej szampana. Postanowiłam wykorzystać ten czas do
maximum. Lawirując między pozostałymi gośćmi zebrałam całkiem przyzwoity łup:
dwa zegarki, złoty naszyjnik i tym podobne. I pewnie reszta wieczoru
potoczyłaby się podobnie, gdybym w tym momencie nie usłyszała znajomego i jakże
irytującego głosu:
-Ślicznie ci
w blond włosach, ale ta ognista czerwień jest dużo bardziej urzekająca. –
powiedział Nikodem.
Intrygujący zwrot akcji; mam nadzieję, że między Nikodemem a Marceliną coś wyniknie, bo ewidentnie mają się ku sobie. Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuń+jeśli miałabyś ochotę, nominowałam Cię na moim blogu (xpsychodelic.blogspot.com) do Liebster Award.