Powered By Blogger

piątek, 7 lutego 2014

Skubnij tęczy cz.II

Miłej lektury!

2.Szczęśliwie, zajęcia nie trwały zbyt długo i już po półtorej godziny opuściłam budynek uczelni. Przemykając wąskimi, brukowanymi uliczkami kierowałam się w stronę mieszkania mojego najlepszego przyjaciela. Mateusz, bo tak mu na imię, jest bezdyskusyjnym mistrzem charakteryzacji. Nawet ze mnie potrafi zrobić prawdziwą piękność, a to już jest nie lada wyczyn. Czekał mnie pracowity wieczór. Wybierałam się na bal charytatywny, oczywiście w celach zarobkowych. Będzie tam mnóstwo znanych i bogatych osób. Całość organizował chyba jakiś polityk o śmiesznym nazwisku. Lachman? Czy coś w tym stylu.
Kiedy już stałam pod drzwiami odrestaurowanej kamienicy z pamięci wstukałam kod otwierający drzwi i pognałam zwinnym kuc - galopkiem w kierunku wejścia ze znajomym numerem. Weszłam bez pukania co  skutkowało tym, że natknęłam się na Mateusza w czułych objęciach jego chłopaka Piotra.
-Cze… - tu zaniemówiłam – Ups, nie wiedziałam, że masz gości, cześć Pit. – skinęłam głową w kierunku faceta mojego przyjaciela - Wpaść później?
-Hej, skarbie! Nigdzie nie idź, Pit właśnie wychodzi, a my już za chwilę zrobimy z ciebie jeszcze większe bóstwo. – przywitał mnie Mat, po czym cmoknął mój policzek.
-Bóstwo? -  zapytałam z niemałą podejrzliwością - Jeszcze większe?
-Mhm…  - odpowiedział, pożegnał się z Piotrem, który zdążył się już ubrać do wyjścia i zwrócił się z powrotem  w moją stronę – Gotowa?
-Jak zawsze, oddaję się w twoje ręce.
-Odważnie, ale okay.
Uwielbiam te nasze seanse. Mat jedną z sypialni zmienił w prawdziwy salon piękności. Maleńkie wnętrze utrzymane w ciepłych barwach z ogromną toaletką ustawioną pod jedną ze ścian, dyskretne oświetlenie i relaksacyjna muzyka sącząca się z głośników. Jednak najbardziej uwagę przykuwał zapach świeżości unoszący się w powietrzu. Głęboko się nim zaciągnęłam i westchnęłam z przyjemności.
-Co dla mnie zaplanowałeś? – chciałam zaspokoić ciekawość, ale nie spodziewałam się jasnej odpowiedzi, bo jeszcze nigdy takowej nie dostałam.
-Coś specjalnego, spodoba Ci się. – ta odpowiedź nie mogła brzmieć inaczej. Podsunął fotel i dodał – Madame, czy uczyni mi pani ten zaszczyt?
-Jakże bym mogła odmówić? – zapytałam ze śmiechem i usiadłam. Zasłonił mi oczy czarną chustką i kazał się odprężyć.
Po jakichś dwóch godzinach czesania, szarpania, upinania, malowania i pudrowania, podczas, których się zdrzemnęłam, dostałam polecenie „ruszenia tego chudego tyłka” więc wstałam i prowadzona za rękę poszłam w nieznanym mi kierunku. Kiedy już byliśmy u celu, czyli chyba w garderobie, otrzymałam kolejne polecenie.
-Rozbieraj się. – bez skrępowania zsunęłam spódnicę, zdjęłam sweter i koszulę, chociaż z tą ostatnią miałam mały problem ze względu na zasłonięte oczy. Przy Mateuszu nigdy nie czułam wstydu, znaliśmy się od przedszkola i zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi, ale kto wie co by było, gdyby Mat jednak wolał dziewczyny. Mi nie przeszkadza jego orientacja, ważne to jakim jest człowiekiem, a nie z kim sypia.
-Powinnam się bać?
-Nie ufasz mojemu gustowi?! – spytał z udawanym oburzeniem- A teraz ręce do góry. – spełniłam polecenie nic już nie mówiąc. Poczułam jak delikatny materiał opina moje ciało, zaraz nastąpi chwila prawdy. Obrócił mnie o sto osiemdziesiąt stopni i zdjął z oczu opaskę.
- O kurde.
Moja reakcja była całkowicie uzasadniona bo w lustrze widziałam nieznajomą. Piękne blond fale ze złotymi refleksami spływały po ramionach i plecach aż za łopatki. Usta umalowane szminką w odcieniu krwi i wspaniale podkreślone kości policzkowe. No i ta sukienka – idealna. Cała czarna, długa do ziemi, przylegająca do ciała w odpowiednich miejscach, z długimi rękawkami i zwężeniem w talii, dodatkowo odkrywająca całe plecy.
-Mat, ja rzeczywiście wyglądam jak bogini.
-Nie, jeszcze nie.
-Jak to nie?! Przecież jest perfekcyjnie! Ta peruka wygląda jak prawdziwe włosy no i suknia - cudowna!
-Skarbie, jeszcze oczy. Są piękne, ale trzeba je jeszcze trochę podrasować. No i oczywiście buty, raczej nie pójdziesz na boso.
-A co z tobą? Potrzebuję partnera.
-Spokojnie, pół godziny i będę gotów. A teraz chodź, bo muszę umalować te twoje sarnie oczęta.
Rzeczywiście wystarczyło mu pół godziny. W garniturze i z ułożonymi włosami wyglądał jak młody DiCaprio, tylko że w wersji ciemnowłosej i szarookiej. On przystojny, ja dziś wyjątkowo piękna. Wszystko wskazuje na to, że będziemy najcudowniejszą parą imprezy. Z nadmiernym entuzjazmem podniosłam się z szezlonga co przypłaciłam efektownym fikołkiem. Głupie, niebotycznie wysokie obcasy! Co z tego, że wyglądałam w nich fenomenalnie? Mateusz ze śmiechem pomógł mi podnieść się z podłogi.
-Ofiara losu… - powiedział nie przestając się śmiać.
-Odpieprz się. – odparowałam, pokazałam mu język po czym sama zaczęłam chichotać                  -Dobrze wyglądasz – dodałam po chwili.
-Dobrze? Skarbie ja wyglądam nieziemsko!
-Właśnie mnie oślepił błysk twej skromności.
-Wyhamuj ten pociąg nienawiści i zazdrości. Też nieźle się prezentujesz. Jestem przekonany, że męska część gości padnie na kolana. W końcu, jakby nie patrzeć, jesteś moim dziełem!
„Dzieło” to wyjątkowo trafne sformułowanie. Tego wieczora nie przypominałam samej siebie. Błękitne soczewki i modyfikator głosu idealnie dopełniały obrazka młodej, nieco głupiutkiej i przede wszystkim ślicznej dziedziczki hotelarskiej fortuny. Rzeczywiście, prezentowałam się całkiem nieźle.
-Gotowa?
-Jasne, tylko założę płaszcz, wezmę torebkę i możemy ruszać.
Już kilka minut później siedzieliśmy oboje we wnętrzu jego Jaguara i mknęliśmy na bal. Zapadłam się w miękkim, skórzanym fotelu i czułam jak całe moje ciało drży z oczekiwania. Ekscytacja przepływała przeze falami. Przymknęłam powieki i z pozornym spokojem czekałam aż dojedziemy do celu.
-Wstawiaj księżniczko, jesteśmy na miejscu.
-Tak, mamo. - otworzyłam oczy, odwróciłam głowę w stronę Mata – Kim dzisiaj jesteśmy?
-Parą, ty piękną córką jakiegoś rosyjskiego oligarchy, a ja młodym biznesmanem. Umiesz mówić ze wschodnim akcentem, prawda?
-Zobaczę co da się zrobić. Wyjawisz mi jak zdobyłeś zaproszenia?
-Żartujesz sobie? - Nic nie mówiąc wysiadłam z samochodu i nawet udało mi się utrzymać względną równowagę! Odwróciłam się w stronę swojego partnera i spytałam:
-Idziesz, Panie Tajemniczy? Praca czeka.- wysiadł z auta, podszedł do mnie i szarmancko wziął pod rękę.
Wnętrze pałacyku zapierałoby dech w piersiach, gdyby dekoracje nie były tak kiczowate. Ktoś chyba nie miał inwencji twórczej, bo przed oczyma mieliśmy istny miszmasz wszystkiego. Od balonów, przez lampki choinkowe i mnóstwo kwiatów, po girlandy wiszące pod sufitem. Jeszcze żeby chociaż kolory pasowały, ale nie! Okropność. Istny sen wariata.
-Czy ciebie też boli głowa od nadmiaru tych „upiększeń” – zapytałam robiąc w powietrzu cudzysłów z palców.
- Żeby tylko głowa…- odpowiedział  szeptem odbierając ode mnie płaszcz, który oddał do szatni – Chodź kochanie, masz może ochotę na szampana? – dodał już znacznie głośniej.
- Na szampana? Zawsze, tygrysku.
- Tygrysku? – uniósł pytająco brwi.
- Nie podoba ci się? Przecież muszę cię jakoś nazywać. – zrobiłam nadąsana minę rozpuszczonej dziewczynki. Jestem świetną aktorką, pomyślałam  „skromnie”. Wszyscy się na nas patrzyli. WSZYSCY. Nic nie odpowiedział, ale ja nie mogłam się powstrzymać
- Grzeczny tygrysek.
Mat wcisnął mi do ręki kieliszek z jasną musującą cieczą, najpierw powąchałam, a później zaryzykowałam wzięcie małego łyka. Walić dekoracje, bo szampana mają tutaj pierwszorzędnego! Rozglądałam się po gościach powoli sącząc napój. Ten – nie, ten też. O, może tamten! Nie, jednak nie. Gdzie są, do diabła, ci wszyscy znani i bogaci? Zaczęłam nerwowo podrygiwać, ciągle stojąc w miejscu. Na szczęście mój partner alias „Tygrysek”  był ogarnięty i porwał mnie do tańca. Trochę ciężko się tańczy do jazzu, ale nie byliśmy jedyną parą, więc wmieszaliśmy się w tłum nie zwracając na siebie zbyt dużej uwagi.
Po kilku piosenkach zeszliśmy z parkietu. Mat zniknął mi z oczu, pewnie poszedł po więcej szampana. Postanowiłam wykorzystać ten czas do maximum. Lawirując między pozostałymi gośćmi zebrałam całkiem przyzwoity łup: dwa zegarki, złoty naszyjnik i tym podobne. I pewnie reszta wieczoru potoczyłaby się podobnie, gdybym w tym momencie nie usłyszała znajomego i jakże irytującego głosu:

-Ślicznie ci w blond włosach, ale ta ognista czerwień jest dużo bardziej urzekająca. – powiedział Nikodem.

1 komentarz:

  1. Intrygujący zwrot akcji; mam nadzieję, że między Nikodemem a Marceliną coś wyniknie, bo ewidentnie mają się ku sobie. Świetnie piszesz :)

    +jeśli miałabyś ochotę, nominowałam Cię na moim blogu (xpsychodelic.blogspot.com) do Liebster Award.

    OdpowiedzUsuń