Powered By Blogger

poniedziałek, 17 lutego 2014

Skubnij tęczy cz. V

5. To jest chyba jakaś kpina! Jeśli tak dalej pójdzie to będę się musiała zgłosić do AA szybciej niż myślałam. Kac drugi dzień z rzędu?! Ja zwariuję… Wody! Ostrożnie przekręciłam się na drugi bok. O matko. Dlaczego jestem naga?! I jak znalazłam się w swoim pokoju? Co się w ogóle wczoraj stało? Okay, spokojnie.
Pamiętam, że nie dotarłam na zajęcia, bo mi cos odwaliło i postanowiłam sobie zemdleć na środku drogi. Potem spotkałam się z Nikodemem , a w zasadzie to on mi przybył na ratunek – pieprzony rycerzyk. Przystojny rycerzyk. Samej siebie nie muszę okłamywać. Jest pociągający, a wczoraj jeszcze odkryłam, że można  z nim normalnie porozmawiać. Wypiliśmy chyba po trzy kawy. Rzeczywiście były wyśmienite, ale jak teraz o nich pomyślę, to aż mi się zbiera na wymioty. On upierał się, żeby zamówić mi cos do jedzenia, więc udając pozorną niechęć, zgodziłam się naleśniki. Okazało się, że oprócz ogromnej irytacji umie wzbudzić u mnie niepohamowane wybuchy śmiechu. A później powiedział coś takiego, chyba o rodzinie, że od razu spochmurniałam. Naturalnie spytał się o co chodzi i tak dalej, ale ja tylko odpowiedziałam, że to nic takiego i może kiedyś mu o tym opowiem.  Nie wnikał. Kontynuowaliśmy naszą rozmowę, tyle że restaurację zamieniliśmy na klub, a kawę na coś mocniejszego. Chyba chwilę potańczyliśmy.  Nic więcej nie zapamiętałam. No ale chyba by nie wykorzystał sytuacji?! Chociaż może… W sumie, nic o nim nie wiem. Nie no, koniec tej łóżkowej filozofii, trzeba się ogarnąć. Powoli wstałam z łózka, rozglądając się czy nie ma pod ręką czegoś co mogłabym na siebie narzucić. Znalazłam jedynie rozciągnięty, lekko przepocony T-shirt. Zmarszczyłam nos. Nada się, ale chyba pora zrobić pranie. Ubrałam się, jeśli nie jest to zbyt ambitne określenie na założenie samej koszulki. Nie zaryzykowałam spojrzenia w lustro, bo bym pewnie pobudziła wszystkich sąsiadów.
Szłam w stronę łazienki, mrucząc pod nosem przekleństwa na niesprawiedliwości otaczającego mnie świata, gdy usłyszałam muzykę dobiegającą z salonu i intensywny zapach smażonego bekonu. Co jest kur… czę? Przywarłam do ściany i przedostałam się do jadalni idąc tak jak aktorzy w starych kryminałach.  Wychyliłam głowę, żeby dostrzec intruza i… zbaraniałam. Co on robi w mojej kuchni?! W dodatku w samych bokserkach! Fakt, ulga jaka mnie zalała była ogromna, ale zaraz sobie przypomniałam, że przecież obudziłam się naga i nie wiem co się stało wczorajszej nocy. Nie pozostało mi nic innego jak się ujawnić.
-Czy wolno mi spytać co robisz w MOJEJ kuchni i to tak nieubrany?
-O Marcelina, witaj. Jak zwykle, wyglądasz olśniewająco. Jajecznica czy sadzone? – znacząco spojrzał na patelnię i foremkę z jajkami, którą trzymał w dłoni.
Oniemiała wpatrywałam się w jego wspaniale wyrzeźbiony brzuch i szerokie ramiona. Całkiem nieźle się komponował ze stylem w jakim urządzona została kuchnia. Proste, jasne meble, przestrzeń i dużo światła, można powiedzieć, że zapełniał pustkę, jaka w niej panowała i oczywiście nadawał całości nieco drapieżny wygląd. Czy, gdyby jednak wykorzystał moje zamroczenie wywołane nadmiarem alkoholu, to byłoby takie straszne? Słysząc swoje myśli aż nabrałam ochoty by podejść do najbliższej ściany i porządnie się uderzyć w głowę.
-Wiesz, że ten fragment materiału, którym się owinąłeś, to fartuszek odziedziczony po ukochanej babci?
-Rozumiem, wolałabyś, żebym się go pozbył? - na policzki wypłynął mi zdradziecki rumieniec, spuściłam wzrok nagle zainteresowana palcami u stóp.
W całym moim dotychczasowym życiu tylko jeden facet tak na mnie działał i wcale nie skończyło się to dobrze. Gdzie mój domek z ogródkiem i gromadka dzieci? Gdzie szczęśliwe, spokojne i kochające się małżeństwo? Nigdy więcej – pomyślałam.
-Yym… Chyba się skuszę na sadzone, dwa, do tego pomidor z odrobiną soli i szklanka soku pomarańczowego. – na to on uśmiechnął się tylko półgębkiem i sprawnym ruchem wbił jajka na patelnię.
Nie chciałam bezczynnie stać we własnej kuchni, więc z szuflad wyjęłam talerze i sztućce. Za plecami usłyszałam jak Nikodem się krztusi. Nie zwracając na niego uwagi, postawiłam naczynia na stole. Dopiero wtedy odwróciłam się  i zapytałam:
-Coś się stało? – podszedł i podał mi szklankę z pomarańczowym płynem. Upiłam łyk i uniosłam brew w celu ponaglenia odpowiedzi.
- Nie chwaliłaś się wczoraj, że chodzisz po domu bez bielizny… - on się lekko zarumienił, a ja oplułam go sokiem, który właśnie miałam połknąć. Poczekałam aż kaszel ustanie.
- Czy ja się nie przesłyszałam? – zmrużyłam oczy.
- Och… No wiesz, bardzo kusa jest ta twoja koszulka. – dopiero, gdy to powiedział przypomniałam sobie, że wcześniej nie miałam w planach wizyty w kuchni tylko szybka wyprawę do łazienki. Nagle poczułam charakterystyczny zapach spalenizny.
- Chyba coś przypaliłeś. – pytająco uniósł brwi, a ja pokazałam palcem na kuchenkę, znajdującą się za jego plecami.
Obrócił się i z niewiarygodną prędkością znalazł się z powrotem w kuchni. Wyłączył płytę indukcyjną i podniósł patelnię z zapałem dmuchając na sczerniała masę, którą, w niezbyt odległej przeszłości, można było nazwać jajkami. Z rezygnacją pokręciłam głową, zastanawiając się czemu mnie to spotyka i dlaczego wydaje mi się, że podobne zdarzenie miało już kiedyś miejsce. Moje rozważania przerwał nagły wrzask. Podniosłam wzrok, to Nikodem oparł się dłonią o gorący jeszcze palnik. Pomimo powagi sytuacji nie byłam w stanie powstrzymać śmiechu. Spojrzał na mnie z naganą w brązowych oczach, ale po chwili sam tez zaczął chichotać.
Gdy już się oboje uspokoiliśmy, zrobiłam po koktajlu proteinowym o smaku bananowym. Usiedliśmy przy średniej wielkości, dębowym stole. Przez moment trwaliśmy w krępującej ciszy, ale uznałam, że muszę się dowiedzieć co wczoraj się dokładnie stało.
- Może zechcesz mi w końcu wyjaśnić jakim sposobem obudziłam się w swoim łóżku, naga i co ty robisz w moim mieszkaniu? Bo my chyba nie…? – wykonałam bliżej nieokreślony gest rękoma w powietrzu – No wiesz…
- Czy wylądowaliśmy razem w łóżku? Nie. Nie żebym nie chciał, ale bez obrazy, masz dziwny śmiech jak jesteś pijana i to działa jakoś tak niezbyt korzystnie na potencję. Swoją drogą całkiem niezły ten shake czy co to tam jest. – patrzyłam na niego i z każdym słowem moje oczy robiły się większe, a usta otwierały się szerzej. Bezpośredni to on jest, nie ma co.
- Dobrze, więc co się wczoraj stało?
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?
-Tak!
- Jak sobie chcesz. – wzruszył ramionami, pociągnął łyk koktajlu i kontynuował – Nie jestem przekonany dlaczego wczoraj byłaś taka roztrzęsiona może przez to omdlenie…? Nieważne, w każdym razie, jak już się dorwałaś do drinków, to stwierdziłaś, że raz się żyje i chciałaś spróbować każdego. Ta libacja alkoholowa trwała ładnych parę godzin, ale jak się zaczęłaś przystawiać do barmana, żeby postawił ci kolejnego drinka na koszt firmy postanowiłem interweniować. Podałaś adres i przyjechaliśmy. Nie wiedziałem czy można cię zostawić samą w takim stanie, więc przespałem się na kanapie, tyle.
-Wszystko jasne, ale dlaczego spałam bez ubrań?
-Tego to nie wiem.
-Czyżby?
- Wolałabyś się dowiedzieć, że zrobiłaś striptiz? Że próbowałaś mnie uwieść? Serio?
- Słucham?! Powiedz, że to żart. – nie odpowiedział tylko dopił koktajl, zrobiłam to samo i się podniosłam.

Zebrałam puste szklanki i wstawiłam je do zmywarki. Oparłam się o drewniany blat, wzięłam kilka głębszych oddechów. Wyjrzałam przez okno, ale nic ciekawego nie działo się na podwórku. Zorientowałam się, że stoi nade mną Nikodem i uporczywie się we mnie wpatruje, jakby próbował rozwiązać jakąś zagadkę. Uniosłam dumnie głowę i wyzywająco spojrzałam mu w oczy. Po kilku sekundach tej walki na spojrzenia postanowiłam w końcu odejść, ale on złapał mnie za nadgarstek, pochylił się i wpił ustami w moje rozgrzane, lekko spierzchnięte wargi. Podniósł mnie, posadził na blacie. Oplotłam go nogami w pasie. To było tak szokujące i jednocześnie elektryzujące. Nagle zadzwonił telefon. On odskoczył, a ja, wpatrując się w jego orzechowe tęczówki, nie mogłam sobie przypomnieć dlaczego wydają się takie znajome.

czwartek, 13 lutego 2014

Skubnij tęczy cz. IV oraz Liebster Awards - moja nominacja

W końcu znalazłam! Nominuję Vivian Dams. Vivian, pytania dla Ciebie to:

1. Jakie masz pasje, zainteresowania?
2. Co poleciłabyś smutnej osobie na rozweselenie?
3. Jakie jest Twoje zdanie na temat odmiennych orientacji seksulanych - homoseksualizm, biseksualizm etc.?
4. Ulubiona zabawka z dzieciństwa i dlaczego właśnie ta?
5. Co byś zrobiła gdybyś mogła zatrzymać lub cofnąć czas?
6. Jakiego rodzaju muzyki słuchasz i który zespół/wykonawcę polecasz?
7. Co jadłaś dziś na śniadanie?
8. Najlepsza czekolada to...?
9. Jakie jest Twoje największe marzenie?
10. Czego się boisz najbardziej na świecie?
11. Czego byś nigdy nie zrobiła?

A teraz część czwarta. Miłej lektury! :3

4.         Kac to jedno z najgorszych, najwredniejszych i najdotkliwszych doświadczeń w życiu. Potworna suchość w ustach i ból głowy, jakby w nocy przemaszerowała przez nią Wielka Armia Napoleona w drodze na Rosję. Musiałam zmrużyć oczy, bo światło wpadające przez okno skutecznie mnie oślepiło na kilka dobrych sekund. Przeturlałam się po łóżku, jęcząc przy tym przeciągle. Boże, umieram! Która  to godzina...? Gdzie tu jest jakiś zegar? Na ślepo próbowałam wymacać budzik na szafce nocnej. Jest, eureka! Nieprzytomnie sprawdziłam czas i moja głowa, którą podniosłam z tak wielkim trudem, z powrotem upadła na poduszkę. Ale zaraz, coś było wyraźnie nie w porządku. Dokonując niesłychanego wysiłku znów otworzyłam powieki i uniosłam głowę.
-Urwał nać!- krzyknęłam, od razu wyskoczyłam z łóżka, przypłaciłam to porządnym kręceniem w głowie.
- Mat!- zawołałam przyjaciela, szukając w pośpiechu ubrań.
-Cześć Słoneczko, stało się coś? - zapytał ze spokojem, stając w drzwiach, no ale on oczywiście był ubrany, umyty, uczesany i gotowy do wyjścia.
-Nie tak głośno, na litość boską! – zganiłam go spojrzeniem, a potem przypomniałam sobie po co go zawołałam - Dlaczego mnie nie obudziłeś?! Spóźnię się na zajęcia!
-Tak słodziutko spałaś, nie miałem serca. – odpowiedział już ciszej z udawaną skruchą.
-Jak ja cię zaraz...! - zagroziłam, a gdy się roześmiał złapałam poduszkę, którą miałam pod ręką i celnie rzuciłam. - Nie mam nawet ciuchów, ani szczoteczki do zębów! I przestań się w końcu tak głupio śmiać!- uraczył mnie śnieżnobiałym uśmiechem, ale potem się ogarnął.
-Uspokój się już. W łazience masz nowiutką szczoteczkę i pełną tubkę pasty, więc nie ma ryzyka, że będziesz straszyć „ogrowym” oddechem. To po pierwsze. Po drugie, za chwilę
przyniosę ci jakieś ubrania, ale nie spodziewaj się cudów. I po trzecie, zrobiłem ci kanapki do szkoły, żeby twój brzuch nie burczał, gdy reszta pilnych studentów będzie chciała posłuchać wykładowcy, pasuje?
-Szkoda, że wolisz facetów - byłbyś idealnym mężem, wiesz?
-Za to ty będziesz beznadziejną żoną, ale ja i tak cię uwielbiam. - darując sobie odpowiedź skierowałam się do nowocześnie urządzonej łazienki. Szybko wyszorowałam zęby, umyłam się, a gdy wróciłam do pokoju znalazłam czarną, męską bluzę i szare legginsy leżące na łóżku. Ubrałam się, włosy spięłam w kucyk, w miarę pościeliłam łóżko i poszłam do kuchni.
Tam, przy dużym metalowym stole, czekał na mnie Mat. Nie miałam jednak zamiaru przysiadać się. Zgarnęłam tylko jedzenie, które mi przygotował, cmoknęłam go w policzek na pożegnanie i wybiegłam z mieszkania. Zostało mi jakieś dwadzieścia minut do rozpoczęcia wykładu, więc szłam bardzo szybkim krokiem. Przemykając między budynkami co chwilę nerwowo zerkałam na stary zegarek, który dawno dostałam od taty. Brązowy, skórzany pasek i prosta tarcza. Do głowy momentalnie napłynęły wspomnienia, które ukryłam wiele lat temu w najgłębszych czeluściach umysłu. Zaatakowały mnie niszczycielskimi falami tsunami.
Gorąco… Słoneczne, letnie popołudnie, ogród pełen słoneczników i duszne powietrze. W cieniu wiekowej wierzby płaczącej ukrywa się mężczyzna. Ze starego, drewnianego domu wybiega mała dziewczynka. Jakby z oddali słychać jej paranoiczny i zaraźliwy śmiech. Na ten dźwięk usta mężczyzny rozciągają się w najszczerszym uśmiechu.
-Tato!
-Tu jestem, maluszku. – odpowiada melodyjnym głosem.
-Wcale nie jestem maluszkiem! – odpowiada buntowniczo mała, a wtedy i on zaczyna się śmiać.
-No dobrze, olbrzymko.
-Ha! Znalazłam cię! – wykrzyknęła przepełniona dumą i pobiegła prosto w otwarte ramiona ojca.
Oparłam się o jedną ze ścian, oddech miałam urywany, płytki. Osunęłam się na ziemię, a potem była już tylko ciemność i warkot silnika...?
Było mi dziwnie błogo – nie odczuwałam już bólu głowy, tylko się unosiłam. Cudowne uczucie. Jakbym leżała na chmurze. Tylko czy musi tak strasznie kołysać? No nic, podryfuję sobie i pomyślę trochę. Powinnam chyba nakreślić jakiś plan „wielkiego skoku”, na pewno też trzeba zmienić nazwę, bo ta robocza jest beznadziejna. Dawno nie gadałam z (…) musze do niej koniecznie zadzwonić, jeszcze się obrazi i dopiero będzie. A tak w ogóle to… Nosz kurde blade! Dużo łatwiej się myśli, gdy nikt nad tobą nie dyszy! Ja pierdzielę zero zrozumienia ze strony przytomnych… Chwila, chwila. Ja kto dyszy?! Otworzyłam szybko oczy- panika przywróciła mi przytomność i pełną świadomość. Spoglądałam prosto w brązowe, zatroskane oczy z ironicznymi iskierkami. Znajome oczy. Nikodem.
-Ja to mam do ciebie szczęście, Calineczko. – powiedział z uśmiechem.
-Ach.. To ty. – odetchnęłam z niemałą ulgą. Dopiero po czasie zorientowałam się, że spoczywam w jego ramionach – to stąd uczucie „fruwania”. Już chciałam się z nich wyplątać, ale powstrzymał mnie. – Puszczaj!
- Bo…? Nie wygłupiaj się, zemdlałaś na środku ulicy. Jadłaś dziś coś w ogóle?
-Mhm… Słuchaj, jestem spóźniona na zajęcia, więc może mnie po prostu już postawisz i każde z nas oddali się w swoim kierunku? – zapytałam ze złudną nadzieją. Muszę przyznać, że wyglądał imponująco. W spranych dżinsach lekko opinających nogi, skórzanej kurtce i ze zmierzwionymi włosami.
-Chyba sobie kpisz. – odpowiedział z dezaprobatą, ale przynajmniej odstawił na ziemię – Idziemy ci kupić coś do jedzenia, bo do lekarza raczej nie pójdziesz, mam rację?
-Nie jestem głodna. Gdzie moja torba? – zapytałam i w tym momencie z mojego brzucha wydobyło się straszliwe burczenie, a Nikodem wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Poczekałam aż się opanuje, niecierpliwie tupiąc w chodnik lewą stopą. Matko, ile można się śmiać?!
-Długo jeszcze? – spytałam w końcu.
- Tak jasne… hihihi, nie no serio już się ogarniam.. haha! – i znowu.
- Dobra, rusz się. – moja cierpliwość się skończyła, szarpnęłam go za rękaw i pociągnęłam za mną.
-Okay, czekaj, czekaj! Mam tu swój motor. – wmurowało mnie w chodnik. Motor? Motor?! Bardzo powoli obróciłam się do niego frontem. Rozejrzałam się po najbliższym otoczeniu i w końcu dostrzegłam. Piękny, wspaniały niczym spełnienie wszystkich marzeń i snów. Prawie cały czarny. Z wrażenia ugięły się pode mną kolana, pewnie znów bym upadła na ziemię, ale Nikodem mnie w porę złapał.
-Czy ty musisz być tak cholernie idealny?! – zapytałam z niemałą frustracją.
-Słucham?
-Chodząca z ciebie perfekcja, może nie? Szarmancki sposób bycia, nienaganny wygląd, z pieniędzmi, pochodzisz z dobrej rodziny, ratujesz damy z opresji i teraz jeszcze ten motor. W skrócie, jesteś świetną partią.
-Skąd wiesz, że pochodzę z dobrej rodziny? – spytał podejrzliwie. Niemal słyszałam trybiki kręcące się w jego głowie, gdy próbował połączyć fakty w logiczną całość. Znowu muszę kombinować, całe życie wiatr w oczy.
-Ekhm.. to może w końcu pójdziemy cos zjeść? – usiłowałam dyskretnie odwrócić jego uwagę.
-Skąd? – uparty jest.
- No wiesz, znane nazwisko robi swoje.
-Jasne, ale ty nie znasz mojego nazwiska.
-Plotki szybko się roznoszą… - teraz to musi uwierzyć – Czy już możemy iść?
-Ale ściemniasz, Calineczko. Wczoraj, na tym pożal się Boże balu, to byłaś ty. Kto by pomyślał, że możesz być taka czarująca.
-Żartujesz sobie? – zapytałam mrużąc oczy, muszę to pociągnąć do końca – Na jakim balu, do cholery?

-Jak chcesz, możemy przeciągać tę grę w  nieskończoność, ale oboje wiemy jaka jest prawda. A teraz chodź, znam restaurację, gdzie podają najlepsze machiato w mieście. – podał mi kask i zaproponował pomoc we wsiadaniu na to czarne cudeńko. A ja wyjątkowo nie odtrąciłam dłoni wyciągniętej w moim kierunku, ale z drugiej strony co innego mogłam zrobić?

wtorek, 11 lutego 2014

Skubnij tęczy cz. III

Skubnijcie...! I powiedzcie co sądzicie o trzeciej części. :3

3.         Przez jedną, okropną chwilę, która zdawała się trwać w nieskończoność zamarłam w bezruchu. Jakim cudem?! Jakim cudem mnie rozpoznał?! To przecież niemożliwe! Gdzie jest Mateusz, kiedy go potrzebuję? Kurde! Kurdekurdekurde! Co robić? Wiem! Powoli się obróciłam i starałam się sprawiać wrażenie uprzejmie zdziwionej.
- Pan chyba mnie z kimś pomylił. – powiedziałam swoim „nowym” technicznie zmienionym głosem i w dodatku z prawdziwie brzmiącym wschodnim akcentem. Przywołałam na usta sztuczny uśmiech i czekałam aż jego opadnięta szczęka wróci na miejsce. Tak! Udało się, teraz tylko trzeba pociągnąć tę komedię do końca. Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, po czym przedstawiłam się wymyślonym pospiesznie imieniem  - Sasza.
Skubaniec, szybko się opanował i znów wyglądał jak pewny siebie dupek, którego nic nie jest w stanie zbić z tropu. Pewnie, ale z wyczuciem uścisnął moją dłoń, a potem zrobił coś czego się absolutnie nie spodziewałam – przychylił się i złożył na niej delikatny pocałunek.
- Nikodem – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem, jeśli to możliwe mój przyklejony uśmiech jeszcze się powiększył, aż mnie zaczęły boleć policzki. Prowadziliśmy przez chwilę ugrzecznioną dyskusję o pogodzie i innych mało istotnych sprawach. Dowiedziałam się też, że facet, który zorganizował to przyjęcie jest jego ojczymem. Biedaczek chyba nie miał pojęcia z kim rozmawia. Uważał, że jestem pięknością o rosyjskich korzeniach! Jakimś cudem udało mi się nie parsknąć śmiechem, ale było blisko.
-Mogę cię poprosić do tańca?- zapytał, kiedy nagle skończyły się tematy.
-Przykro mi to mówić Nik, ale ta dama to moja partnerka, więc… - znikąd pojawił się Mat i wybawił mnie z opresji.
-Mat! Jednak się pojawiłeś. Nie sądziłem, że zmienisz zdanie. – odpowiedział z wahaniem.
-No bywa, świetna impreza, serio.  My już musimy jechać, prawda kochanie? – zapytał mnie. Oni się chyba niezbyt lubią, ale w ogóle skąd się znają? Nie pozostało mi nic innego, jak zgodnie potaknąć.
-O tak! Miło się rozmawiało. – skinęłam głową w stronę Nikodema
-Cała przyjemność po mojej stronie. – czy on zawsze musi mieć ostatnie słowo?
Gdy już wróciliśmy do mieszkania Mateusza, a ja pozbyłam się peruki, sukni i szpilek, rozwaliłam się na kanapie, rozkoszując się jej miękkością. Zamknęłam oczy i po prostu cieszyłam się chwilą spokoju.
-Nie zimno ci? – pytanie jak najbardziej na miejscu, bo byłam w samej bieliźnie.
-Może trochę…
-Łap! – nie zdążyłam zareagować i na mojej twarzy wylądowała jego bluza. Założyłam ją, była tak wielka, że sięgała mi niemal do kolan. Podniosłam się i powiedziałam:
-Uwielbiam cię.
-Przecież wiem, chcesz herbatę?
-Głupie pytanie.
Już po chwili trzymałam kubek pełny ciemnej, gorącej, a przede wszystkim słodkiej herbatki i ogrzewałam nim dłonie. Mat usiadł naprzeciwko i przez kilka cudownych minut tak trwaliśmy w zgodnym milczeniu. Jednak moja ciekawość była zbyt wielka.
-Skąd się znacie?
-Hmm?
-No ty i Nikodem, jak go poznałeś?
-Ach, przez jakiś czas graliśmy w jednym klubie.
-Klubie? - przez moment nie za bardzo wiedziałam o co mu chodzi, ale przypomniałam sobie, że jakiś czas temu trenował koszykówkę, więc dodałam - Koszykarskim?
-Tak, dziwny z niego facet, czemu cię to interesuje? – no właśnie, czemu? Sama musiałabym się nad tym porządnie zastanowić.
-Nieważne, jak tam dzisiejszy łup, bo mój taki sobie?
-Całkiem nieźle, patrz co mam. – wyjął z kieszeni… ulotkę?!
-Mało śmieszny żart.
-Może przeczytasz? – tak zrobiłam. Wpatrywałam się przez kilka dobrych minut w ten świstek papieru, bo zwyczajnie nie wierzyłam w to co czytam. Zaschło mi w ustach, ręce pokryły się lepkim potem, a w sercu zabłysła iskierka nadziei. Od razu zaczęłam snuć nazbyt ambitne plany, ale tym razem mogło się udać! W oczach przyjaciela dostrzegłam ekscytację.
-Mat, przynieś coś mocniejszego, może być szkocka, do tego notes i jakiś długopis – powiedziałam drżącym głosem. Spróbowałam uspokoić oddech. Trzy wdechy, dwa wydechy. Dłonie wilgotne od potu wytarłam w bluzę. Po chwili wrócił Mateusz z tacą, na której stała butelka pełna bursztynowego płynu, dwie szklanki, jakiś zeszyt i trzy długopisy.
-Na ile rzetelne są te informacje? – spytałam już o wiele pewniejszym głosem.
-Na razie to tylko plotki, ale nawet prawdopodobne. – odpowiedział napełniając przy tym szklanki - Po co ci ten notes? – podał mi go wraz z półpełną szklanką.
-Trzeba sobie to wszystko zapisać, nie sądzisz? Co o nim wiesz, poza tym co jest w tej ulotce?
-Niewiele… – odpowiedział z wahaniem.
-Ale coś wiesz, mów. – i powiedział. Przez pół godziny słuchałam i notowałam ważne informacje. Mało elegancko zapisałam dwie strony zeszytu moje pismo było nieco koślawe, bo zdążyłam  opróżnić trzy szklanki szkockiej. Taka okazja zdarza się raz w życiu. Za trzy miesiące odbędzie się w Łodzi tymczasowa wystawa największych bursztynów na świecie. A to oznacza, że będzie tam pokazane Tygrysie oko. Kamień – legenda, noszony przez kobiety największych przywódców świata - od starożytnego Rzymu po czasy nowożytne. Nie jest on tym największym, ale zdecydowanie najbardziej popularnym. Jestem niemal pewna, że w oczach stały takie oto znaczki: „$”
-Tygrysie oko, ładna nazwa. – powiedziałam z uznaniem kiwając przy tym głową jak prawdziwy „koneser” bursztynów i ich nazw – Pasuje do mnie, będę miała komplet, tygrysku – tu parsknęłam śmiechem i wyciągnęłam w jego kierunku pustą szklankę – chcę jeszcze!
- Chyba nie powinnaś już dziś pić…
- Jak to nie? Musimy przecież uczcić nasz rychły sukces!
-Nie skarbie, nie. Ty idziesz spać, ja tu trochę ogarnę i też się położę. – zrobiłam minkę zbitego szczeniaka, ale nie było sensu stawiać oporu –jest ode mnie o wiele wyższy i silniejszy, więc w razie potrzeby przerzuci mnie sobie przez ramię i zaniesie do pokoju gościnnego.

Kiedy już leżałam w łóżku, zawinięta w kołdrę do mojej zamroczonej głowy zaczęły napływać wspomnienia minionego dnia. Wykład. Nikodem. Zniszczony sweter. Nikodem. Nowy wygląd. Bal. Znowu Nikodem. Czy rzeczywiście mnie nie rozpoznał? To więcej niż pewne, ale…  W końcu odpłynęłam w przyjemne objęcia Morfeusza, a o snach, które wyśniłam lepiej nie wspominać.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Ciastka francuskie z jabłkiem

Może niezbyt odkrywcze, ale przepyszne i przeproste do zrobienia.

Składniki:
 2 opakowania gotowego ciasta francuskiego
4 średniej wielkości jabłka
 cynamon
cukier trzcinowy


 Przygotowanie:
Jabłka umyj, obierz ze skórki i pokrój w drobną kostkę. Przełóż je do miski, dopraw dużą ilością cynamonu i cukru, wymieszaj. Ciasto francuskie rozwiń i pokrój na kwadraty o boku ok. 8 centymetrów. W sumie powinno wyjść 30 kwadratów. Na każdy z nich łyżką nakładaj po trochu jabłek z cynamonem i sklejaj ciasto w tak zwane paczuszki.


Nagrzej piekarnik do 180 stopni i ustaw program "góra dół". Blachę wyłóż papierem do pieczenia i ułuż na niej ciastka. Możesz je posmarować białkiem z jajka i dodatkowo posypać cukrem krystałem na wierzchu. Gdy piekarnik się nagrzeje, wstaw blachę z ciastkami i piecz dopóki ciasto nie nabierze złotego koloru

Efekt powinien być mniej więcej taki.
Smacznego! 


niedziela, 9 lutego 2014

Czymkolwiek jest...

Czymkolwiek jest Liebster awards zostałam do niego nominowana przez Psychodeliczna. Cóż, dzięki wielkie, to milutkie. :') Dostałam jakieś śmieszne pytania, postarałam się na nie odpowiedzieć w miarę wyczerpująco.


1. Czy czytasz książki? Dlaczego tak/nie?

Czytam. Dużo. Bardzo dużo. Nawet pisałam coś o tym w pierwszym poście. Dlaczego? Bo pomagają mi się oderwać od rzeczywistości, która niejednokrotnie mnie rozczarowała. Bo są dużo lepszym towarzystwem niż wielu moich rówiesników. Bo rozwijają umysł, sposób myślenia, zasób słowinctwa, postrzeganie świata. Bo czytanie sprawia mi frajdę, po prostu.

2. jakie jest Twoje zdanie na temat wegetarianizmu? Popierasz/odrzucam?

Jak najbardziej popieram! Sama kiedyś próbowałam, jednak po tygodniu się złamałam i wpadłam do najbliższego KFC. Podziwiam wegetarian, tym bardziej wegan, ale wiem, że taki sposób na życie jest nie dla mnie. Mięsko <3

3. Jaki film poleciłabyś każdemu i dlaczego właśnie ten?

Film? Zdecydowanie każdy animowany od Disneya. Do wyboru, każdy coś sobie znajdzie, a ja nie jestem w stanie wybrać jednego. Pocahontas, Król lew, Mulan czy Kraina lodu! Wszystkie są genialne i nie tylko dla najmłodszych. Każdy na swój sposób słodki, zabawny i pouczający. Chyba nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy nie oglądają bajek, ale cóż - ich strata.

4. Jak widzisz siebie za 20 lat?

Jak zamykam oczy i próbuję to sobie wyobrazić, to widzę absolutnie niezawodną panią mecenas, przed którą drży każdy prokurator. Raczej bez męża, czy stałęgo partnera, no chyba że sie napatoczy jakiś desperat, a mi coś strzeli do głowy i postanowię się zakochać. Szczerze wolałabym uniknąć tego dziwnego stanu niedowładu umysłowego. Dodatkowo będę dużo podróżować. Podbiję Seszele i inne cudne zakątki Ziemi. Może otworzę jakąś włassną restauracyjkę, gdy już mi sie znudzi walka na salach sądowych. Generalnie nie wyobrażam sobie, że mogłabym utknąć na stałe w jednym miejscu, z jednymi ludźmi.

5. O czym myślisz najczęściej?

O sobie, swoim życiu, przyjaciołach, lekko pokręconej rodzince. W zasadzie to ja dużo myślę o wszystkim. Nie ma co się rozpisywać, bo potrafię usiąść i przez godzinę konteplować odprysk farby na suficie.

6. Czym kierujesz się w swoim życiu?

W sumie nigdy sie nad tym specjalnie nie zastanawiałam. Cieżko stwierdzić...


7. Jakie jest Twoje zdanie na temat aborcji?

Uważam ją za pewną ostateczność, jeśli na przykład ciąża zagraża życiu lub zdrowiu kobiety. Generalnie raczej nie aprobuję, ale decyzję o poddaniu się zabiegowi aborcji powinno się zostawić sumieniu danej osoby, a nie robić z tego wielki szum, że nieludzkie i niemoralne bla bla bla. Przecież jeśli kobieta nie będzie chciała urodzić to są inne sposoby na przerwanie ciąży.

8. Najpiękniejsze miejsce na Ziemi według Ciebie to?

Moje łóżko o 6:27 od poniedziałku do piątku. Może nie najpiękniejsze, ale najukochańsze i najwygodniejsze, i najcieplejsze, i pewnie coś jeszcze z przedrostkiem "naj"

9. Dokończ: nigdy nie powiedziałabym drugiej osobie, że...

... (zbyt bezpośrednia?)

10. Masz jakieś fobie?

Oui. Tyle że nie znam tych fajnych, profesjonalnych nazw... 
Boję się upadków, dlatego jak jest lód na drodze, to drobię jak jakaś nawiedzona gejsza.
Boję się pająków, wężów, ropuch i kur. Serio.
Boję się zakochać. Nie, nitk mnie nigdy nie zranił, po prostu tak mam.
Boję się bycia ignorowaną.
Boję się tego, że ktoś mi kiedyś szczerze powie co o mnie sądzi.

11. Gdybyś miała ostatni dzień życia, w jaki sposób byś go spędziła?

W domciu. Ściągnęłabym do niego wszystkich tych, na których mi zależy, posiedziałabym sobie z nimi i porozmawiała.


* Jeszcze nie wiem kogo nominować, jak znajdę kogoś sensownego to dam znać.

piątek, 7 lutego 2014

Skubnij tęczy cz.II

Miłej lektury!

2.Szczęśliwie, zajęcia nie trwały zbyt długo i już po półtorej godziny opuściłam budynek uczelni. Przemykając wąskimi, brukowanymi uliczkami kierowałam się w stronę mieszkania mojego najlepszego przyjaciela. Mateusz, bo tak mu na imię, jest bezdyskusyjnym mistrzem charakteryzacji. Nawet ze mnie potrafi zrobić prawdziwą piękność, a to już jest nie lada wyczyn. Czekał mnie pracowity wieczór. Wybierałam się na bal charytatywny, oczywiście w celach zarobkowych. Będzie tam mnóstwo znanych i bogatych osób. Całość organizował chyba jakiś polityk o śmiesznym nazwisku. Lachman? Czy coś w tym stylu.
Kiedy już stałam pod drzwiami odrestaurowanej kamienicy z pamięci wstukałam kod otwierający drzwi i pognałam zwinnym kuc - galopkiem w kierunku wejścia ze znajomym numerem. Weszłam bez pukania co  skutkowało tym, że natknęłam się na Mateusza w czułych objęciach jego chłopaka Piotra.
-Cze… - tu zaniemówiłam – Ups, nie wiedziałam, że masz gości, cześć Pit. – skinęłam głową w kierunku faceta mojego przyjaciela - Wpaść później?
-Hej, skarbie! Nigdzie nie idź, Pit właśnie wychodzi, a my już za chwilę zrobimy z ciebie jeszcze większe bóstwo. – przywitał mnie Mat, po czym cmoknął mój policzek.
-Bóstwo? -  zapytałam z niemałą podejrzliwością - Jeszcze większe?
-Mhm…  - odpowiedział, pożegnał się z Piotrem, który zdążył się już ubrać do wyjścia i zwrócił się z powrotem  w moją stronę – Gotowa?
-Jak zawsze, oddaję się w twoje ręce.
-Odważnie, ale okay.
Uwielbiam te nasze seanse. Mat jedną z sypialni zmienił w prawdziwy salon piękności. Maleńkie wnętrze utrzymane w ciepłych barwach z ogromną toaletką ustawioną pod jedną ze ścian, dyskretne oświetlenie i relaksacyjna muzyka sącząca się z głośników. Jednak najbardziej uwagę przykuwał zapach świeżości unoszący się w powietrzu. Głęboko się nim zaciągnęłam i westchnęłam z przyjemności.
-Co dla mnie zaplanowałeś? – chciałam zaspokoić ciekawość, ale nie spodziewałam się jasnej odpowiedzi, bo jeszcze nigdy takowej nie dostałam.
-Coś specjalnego, spodoba Ci się. – ta odpowiedź nie mogła brzmieć inaczej. Podsunął fotel i dodał – Madame, czy uczyni mi pani ten zaszczyt?
-Jakże bym mogła odmówić? – zapytałam ze śmiechem i usiadłam. Zasłonił mi oczy czarną chustką i kazał się odprężyć.
Po jakichś dwóch godzinach czesania, szarpania, upinania, malowania i pudrowania, podczas, których się zdrzemnęłam, dostałam polecenie „ruszenia tego chudego tyłka” więc wstałam i prowadzona za rękę poszłam w nieznanym mi kierunku. Kiedy już byliśmy u celu, czyli chyba w garderobie, otrzymałam kolejne polecenie.
-Rozbieraj się. – bez skrępowania zsunęłam spódnicę, zdjęłam sweter i koszulę, chociaż z tą ostatnią miałam mały problem ze względu na zasłonięte oczy. Przy Mateuszu nigdy nie czułam wstydu, znaliśmy się od przedszkola i zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi, ale kto wie co by było, gdyby Mat jednak wolał dziewczyny. Mi nie przeszkadza jego orientacja, ważne to jakim jest człowiekiem, a nie z kim sypia.
-Powinnam się bać?
-Nie ufasz mojemu gustowi?! – spytał z udawanym oburzeniem- A teraz ręce do góry. – spełniłam polecenie nic już nie mówiąc. Poczułam jak delikatny materiał opina moje ciało, zaraz nastąpi chwila prawdy. Obrócił mnie o sto osiemdziesiąt stopni i zdjął z oczu opaskę.
- O kurde.
Moja reakcja była całkowicie uzasadniona bo w lustrze widziałam nieznajomą. Piękne blond fale ze złotymi refleksami spływały po ramionach i plecach aż za łopatki. Usta umalowane szminką w odcieniu krwi i wspaniale podkreślone kości policzkowe. No i ta sukienka – idealna. Cała czarna, długa do ziemi, przylegająca do ciała w odpowiednich miejscach, z długimi rękawkami i zwężeniem w talii, dodatkowo odkrywająca całe plecy.
-Mat, ja rzeczywiście wyglądam jak bogini.
-Nie, jeszcze nie.
-Jak to nie?! Przecież jest perfekcyjnie! Ta peruka wygląda jak prawdziwe włosy no i suknia - cudowna!
-Skarbie, jeszcze oczy. Są piękne, ale trzeba je jeszcze trochę podrasować. No i oczywiście buty, raczej nie pójdziesz na boso.
-A co z tobą? Potrzebuję partnera.
-Spokojnie, pół godziny i będę gotów. A teraz chodź, bo muszę umalować te twoje sarnie oczęta.
Rzeczywiście wystarczyło mu pół godziny. W garniturze i z ułożonymi włosami wyglądał jak młody DiCaprio, tylko że w wersji ciemnowłosej i szarookiej. On przystojny, ja dziś wyjątkowo piękna. Wszystko wskazuje na to, że będziemy najcudowniejszą parą imprezy. Z nadmiernym entuzjazmem podniosłam się z szezlonga co przypłaciłam efektownym fikołkiem. Głupie, niebotycznie wysokie obcasy! Co z tego, że wyglądałam w nich fenomenalnie? Mateusz ze śmiechem pomógł mi podnieść się z podłogi.
-Ofiara losu… - powiedział nie przestając się śmiać.
-Odpieprz się. – odparowałam, pokazałam mu język po czym sama zaczęłam chichotać                  -Dobrze wyglądasz – dodałam po chwili.
-Dobrze? Skarbie ja wyglądam nieziemsko!
-Właśnie mnie oślepił błysk twej skromności.
-Wyhamuj ten pociąg nienawiści i zazdrości. Też nieźle się prezentujesz. Jestem przekonany, że męska część gości padnie na kolana. W końcu, jakby nie patrzeć, jesteś moim dziełem!
„Dzieło” to wyjątkowo trafne sformułowanie. Tego wieczora nie przypominałam samej siebie. Błękitne soczewki i modyfikator głosu idealnie dopełniały obrazka młodej, nieco głupiutkiej i przede wszystkim ślicznej dziedziczki hotelarskiej fortuny. Rzeczywiście, prezentowałam się całkiem nieźle.
-Gotowa?
-Jasne, tylko założę płaszcz, wezmę torebkę i możemy ruszać.
Już kilka minut później siedzieliśmy oboje we wnętrzu jego Jaguara i mknęliśmy na bal. Zapadłam się w miękkim, skórzanym fotelu i czułam jak całe moje ciało drży z oczekiwania. Ekscytacja przepływała przeze falami. Przymknęłam powieki i z pozornym spokojem czekałam aż dojedziemy do celu.
-Wstawiaj księżniczko, jesteśmy na miejscu.
-Tak, mamo. - otworzyłam oczy, odwróciłam głowę w stronę Mata – Kim dzisiaj jesteśmy?
-Parą, ty piękną córką jakiegoś rosyjskiego oligarchy, a ja młodym biznesmanem. Umiesz mówić ze wschodnim akcentem, prawda?
-Zobaczę co da się zrobić. Wyjawisz mi jak zdobyłeś zaproszenia?
-Żartujesz sobie? - Nic nie mówiąc wysiadłam z samochodu i nawet udało mi się utrzymać względną równowagę! Odwróciłam się w stronę swojego partnera i spytałam:
-Idziesz, Panie Tajemniczy? Praca czeka.- wysiadł z auta, podszedł do mnie i szarmancko wziął pod rękę.
Wnętrze pałacyku zapierałoby dech w piersiach, gdyby dekoracje nie były tak kiczowate. Ktoś chyba nie miał inwencji twórczej, bo przed oczyma mieliśmy istny miszmasz wszystkiego. Od balonów, przez lampki choinkowe i mnóstwo kwiatów, po girlandy wiszące pod sufitem. Jeszcze żeby chociaż kolory pasowały, ale nie! Okropność. Istny sen wariata.
-Czy ciebie też boli głowa od nadmiaru tych „upiększeń” – zapytałam robiąc w powietrzu cudzysłów z palców.
- Żeby tylko głowa…- odpowiedział  szeptem odbierając ode mnie płaszcz, który oddał do szatni – Chodź kochanie, masz może ochotę na szampana? – dodał już znacznie głośniej.
- Na szampana? Zawsze, tygrysku.
- Tygrysku? – uniósł pytająco brwi.
- Nie podoba ci się? Przecież muszę cię jakoś nazywać. – zrobiłam nadąsana minę rozpuszczonej dziewczynki. Jestem świetną aktorką, pomyślałam  „skromnie”. Wszyscy się na nas patrzyli. WSZYSCY. Nic nie odpowiedział, ale ja nie mogłam się powstrzymać
- Grzeczny tygrysek.
Mat wcisnął mi do ręki kieliszek z jasną musującą cieczą, najpierw powąchałam, a później zaryzykowałam wzięcie małego łyka. Walić dekoracje, bo szampana mają tutaj pierwszorzędnego! Rozglądałam się po gościach powoli sącząc napój. Ten – nie, ten też. O, może tamten! Nie, jednak nie. Gdzie są, do diabła, ci wszyscy znani i bogaci? Zaczęłam nerwowo podrygiwać, ciągle stojąc w miejscu. Na szczęście mój partner alias „Tygrysek”  był ogarnięty i porwał mnie do tańca. Trochę ciężko się tańczy do jazzu, ale nie byliśmy jedyną parą, więc wmieszaliśmy się w tłum nie zwracając na siebie zbyt dużej uwagi.
Po kilku piosenkach zeszliśmy z parkietu. Mat zniknął mi z oczu, pewnie poszedł po więcej szampana. Postanowiłam wykorzystać ten czas do maximum. Lawirując między pozostałymi gośćmi zebrałam całkiem przyzwoity łup: dwa zegarki, złoty naszyjnik i tym podobne. I pewnie reszta wieczoru potoczyłaby się podobnie, gdybym w tym momencie nie usłyszała znajomego i jakże irytującego głosu:

-Ślicznie ci w blond włosach, ale ta ognista czerwień jest dużo bardziej urzekająca. – powiedział Nikodem.

środa, 5 lutego 2014

Skubnij tęczy cz. I

Mam szczerą nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.. O ile ktoś to w ogóle czyta. Następne części będą już dłuższe. 
-L

            Cholerny budzik! A miałam taki piękny sen… No nic, czas do szkoły! – pomyślałam z udawanym entuzjazmem, próbując oszukać niewyspany organizm i samą siebie. Z ociąganiem wygrzebałam się z cieplutkiego gniazdka zwanego łóżkiem i, szurając nogami, podeszłam do wielkiej szafy z lustrem zamiast zwykłych frontów. Odwlekając moment ujrzenia swojego odbicia rozejrzałam się po pokoju. Niby wszystko na swoim miejscu, łóżko… jest, biurko… jest, regały pełne książek… są. Nadszedł czas na chwilę prawdy. Niech to szlag, nie dość powiedzieć, że widok jaki sobą przedstawiałam był nieatrakcyjny. Czerwony kołtun na czubku głowy, niemal trupio blada cera i, tak dla dopełnienia obrazka, cienie pod oczami.
 -Cześć brzydalu – powiedziałam do swojego odbicia – To jak? Dzisiaj szykownie i z klasą? – kontynuowałam, po czym potakująco kiwnęłam głową. Nie ma to jak pogadać z kimś inteligentnym, prawda?
Na dobry początek dnia puściłam francuskiego klasyka czyli moją ukochaną Edith Piaf. Co by tu założyć..? Przejrzałam zawartość wspomnianej już szafy i postawiłam na rozkloszowaną czarną spódnicę przed kolano, bordową koszulę i czarny kardigan. Rozpuściłam i przeczesałam włosy, jeden kosmyk nawinęłam na palec, skręciłam go i podpięłam wsuwką. Dzisiaj będę grzeczną dziewczynką – pomyślałam z przekąsem. Jeszcze tylko makijaż, śniadanko i wio na uczelnię.
Nie cudowałam, tusz do rzęs i korektor pod oczy, przed wyjściem narzuciłam na siebie jeszcze trencz i uzupełniłam go jedwabną apaszką. Zamiast tradycyjnego, pełnowartościowego śniadania kupiłam kawę i croissanta na wynos w kafejce znajdującej się po drodze do szkoły.
Stojąc w wejściu myślałam o tym jak bardzo kocham ten budynek, pięknie odrestaurowany po wojnie. Uwielbiałam pozorną lekkość wnętrz utrzymanych w stylu secesyjnym. I pewnie stałabym tak aż do dnia ostatecznego, gdyby w tym momencie nie wpadł na mnie jakiś idiota.
-Jasna cholera! Patrz jak idziesz kretynie! – wykrzyczałam, zbierając się z podłogi, a potem spostrzegłam cudnej urody plamę zdobiącą ulubiony sweter i, o ile to możliwe, moja złość jeszcze wzrosła.
-Daruj… - niemal wyszeptał mój oprawca.
-Czyś ty kompletnie zwariował?! Spójrz tylko, w życiu  nie wywabię tej plamy… - dopiero wtedy dokładnie mu się przyjrzałam i…
-Jasna cholera… - czy ja się powtarzam? W sumie niedziwne, bo widok, który miałam przed oczyma był raczej niecodzienny. Chłopak, w zasadzie już mężczyzna (ale z nimi nigdy nic nie wiadomo…), wysoki i ciemnowłosy, z wyraźnie zarysowaną szczęką i kośćmi policzkowymi w iście „hamerykańskim” stylu. Gdy się schylał, aby podnieść mi torbę, o której zupełnie zapomniałam w całym zamieszaniu, mogłam w końcu dostrzec jego oczy, a jedyne co przychodziło do mej głowy to „łaaaał!”. Od kiedy ja tak reaguję na facetów? Nic to, trzeba się ogarnąć, zachować pozorny spokój i wszystko będzie dobrze, jak zawsze.
-Jeszcze raz przepraszam. Nikodem, a ty to… Calineczka? – powiedział wyciągając w moim kierunku dłoń, szczerząc przy tym zęby w uśmiechu. Zignorowałam zarówno uśmiech jak i dłoń zawisłą w powietrzu.
- Marcelina – odparłam sucho, zaszczyciłam go ostatnim spojrzeniem, odebrałam torbę i odmaszerowałam przy akompaniamencie obcasów stukających w posadzkę.
-No to byłem blisko… - usłyszałam na odchodnym, a może tylko mi się zdawało?
Do sali, w której miały się odbyć zajęcia, weszłam z małym wahaniem rozglądając się za wolnym, odosobnionym miejscem, gdy już je dostrzegłam ruszyłam z niejakim ociąganiem w jego kierunku. Zdążyłam się już przygotować do wysłuchania wykładu i tylko czekałam na rozpoczęcie, gdy do auli wszedł on… No litości, żeby tylko nie zechciał zakłócić mojego spokoju, proszę! Ale wyszło jak zwykle, na nic moje prośby i błagania, ponieważ Nikodem szedł właśnie w stronę wolnego miejsca, które o ironio, znajdowało się obok mnie. Nic sobie nie zrobił z morderczego spojrzenia, które mu posłałam. Gdyby miał choć odrobinę przyzwoitości to już by leżał trupem, polerując podłogę swoimi szpanerskimi dżinsami.
-Przepraszam, czy to miejsce jest wolne?
-Obawiam się, że tak…
Niezrażony odpowiedzią usiadł potrącając przy tym moją torbę, z której wysypała się cała zawartość, łącznie z opakowaniem tamponów, starymi chusteczkami i iPhonem, którego zdążyłam mu zwinąć podczas tej sytuacji w hallu. Właśnie, chyba pora wspomnieć o mojej  tak zwanej pasji, otóż jestem kolekcjonerem, ale zdecydowana większość społeczeństwa nazywa mnie po prostu „złodziejem” strasznie pospolicie, prawda? Tak czy siak, niesamowitej frajdy dostarcza mi grzebanie w cudzych kieszeniach i poszukiwanie cennych nabytków do kolekcji. Dłoń dyskretnie wsunięta do torebki, niemal niewyczuwalne muśnięcie w okolicach szyi, a portfel wraz z diamentową kolią są moje. Mam jednak swoje zasady, na przykład: nigdy nie okradam miłych staruszków.
Rzuciłam się na ratunek swoim drobiazgom, a sąsiad, gdy tylko zauważył telefon uniósł brew i powiedział:
-Zabawny zbieg okoliczności, wyobraź sobie, że dokładnie taki sam iPhone powinien spoczywać w mojej kieszeni.
 -Och.. – musiałam odchrząknąć- doprawdy?
-Serio, byłem pewien, iż przepadł w czasie tego niefortunnego zdarzenia na zewnątrz, a tu proszę… - z udawana naiwnością powiedział kucając, aby mi pomóc.
-I co, nie zaczniesz się wydzierać, że „złodziej, łapać ją”, ani nic?
-No coś ty, po pierwsze nie ma sensu, bo nie wyglądasz jakbyś chciała uciekać, po drugie, tak jest o wiele ciekawiej, a po trzecie, uroczo wyglądasz z tymi rumieńcami. – wyszeptał i puścił oczko. Ja tymczasem ukryłam nieszczęsne tampony, poprawiłam włosy i odpowiedziałam:
-Ja się nie rumienię.

-Nie? – odparł z kpiącym uśmieszkiem i wyraźnym niedowierzaniem w głosie, a niech go! Nic już mu nie odpowiedziałam, wróciłam na swoje miejsce i usiadłam. Nareszcie zaczął się wykład.

wtorek, 4 lutego 2014

Skubnij tęczy - prolog

Bez zbędnych wstępów. Zapraszam do lektury krótkiego prologu i pozostawienia opinii. 
- L
Skubnij tęczy
Prolog

W ogródku modnej restauracji, w cieniu rozłożystego klonu, przy drewnianym stoliku, na ławce wyłożonej poduszkami w biało-granatowe pasy siedzi dziewczyna. Łatwo ją przegapić podziwiając rynek starego miasta wraz z pięknie odnowionymi kamienicami. Ubrana w za duży, szarobury sweter, ciemne, obcisłe spodnie i równie ciemny kapelusz prawie nie zwraca na siebie uwagi. No właśnie, prawie… Bo spod kapelusza wystają nieposłuszne kosmyki ogniście czerwonych włosów, które jakimś cudem zdołały się wymknąć z jego objęć. Pochylona nad książką w skupieniu pochłania każde słowo, zdanie, akapit, stronę. Co chwilę sięga ręką po wysoką szklankę pełną kawy z syropem kokosowym i upija po małym łyku. W pewnym momencie powoli podnosi wzrok i z wielką dokładnością przygląda się wszystkim klientom, każdemu z osobna. W oczach zapalają się jej zawadiackie iskry, a po ustach błądzi ironiczny półuśmiech.
Mężczyzna, na oko ma jakieś trzydzieści pięć lat, wysoki, szczupły, ale nie chudy brunet. Przy jego stoliku stoi aktówka, a na nadgarstku błyszczy się zegarek wyglądający na równie drogi co kiczowaty. Świetnie skrojony garnitur, zapewne od jednego z tych ekstrawaganckich włoskich projektantów. Obok maleńkiego talerzyka, o sprawiającej niezbyt apetyczne wrażenie zawartości, pyszni się najnowszy model BlackBerry. Jest to pewnie jeden z tych nudnych prawników, którzy myślą o sobie, że mogą wszystko, no bo kto bogatemu zabroni? A wywnioskowała to nie tylko z jego wyposażenia, już sam sposób siedzenia jest bardzo charakterystyczny - ta nonszalancka pewność siebie w każdym najmniejszym ruchu, ohyda. Nagle zauważa, że facet, któremu się tak zajadle przyglądała, dziwnie się na nią patrzy. Czy to złudzenie, czy on serio ma w oczach wypisaną jakby litość? Zabawne, biedny idiota jest pewnie przekonany, że sprawia wrażenie atrakcyjnego mężczyzny.  Dziewczyna bez żadnego skrępowania dalej mu się przygląda, zauważając przy tym błyszczącą się na palcu obrączkę. Kiedy przejechał po jej ciele oceniającym spojrzeniem, ona powróciła do lektury, jednak jej uwaga nie była już skupiona na słowach, ale na układaniu planu, którego mistrzowskie wykonanie nastąpi za parę chwil. Tym razem nie będzie żadnych wyrzutów sumienia, nie po tym co dostrzegła w jego oczach.

Dyskretny uśmiech znika z ust czerwonowłosej, a na twarzy pojawia się wyraz zdecydowania, że to, co zamierza zrobić wcale nie jest złe czy niesłuszne. W końcu każdy ma swoje zainteresowania, prawda? Dopija kawę, prosi kelnera o rachunek po czym zaczyna się zbierać do wyjścia. Dosyć siedzenia, ofiara namierzona.

poniedziałek, 3 lutego 2014


Witajcie zdesperowani, znudzeni i zaciekawieni!

Cóż mnie napadło, żeby stworzyć bloga? Zupełnie jakbym miała za dużo wolnego czasu... Dobra, do rzeczy. Warto chyba napisać kilka słów o sobie. Jestem osóbką raczej niepozorną i o różnych obliczach - jedni mówią, że urocza, inni pieszczotliwie nazywają mnie chamską suką. Co jest prawdą? Szczerze mówiąc, sama nie wiem.  Mam trzy pasje - czytanie, pisanie i gotowanie. To im zamierzam poświęcić tego bloga. Czym będę Was męczyć? Co jakiś czas wrzucę tu fragment swojego opowiadania, innym razem uraczę Was może jakimś przepisem, a jeszcze kiedy indziej polecę lub zdecydowanie odradzę lekturę, którejś z książek, które wpadły w moje dłonie.
Co więcej? Czekam na Wasze komentarze, opinie, ewentualne wskazówki aby poprawić jakość tego "bloga". Już niedługo pojawi się wstęp do pierwszego tekstu, także zapraszam!
- L