1. Jakie masz pasje, zainteresowania?
2. Co poleciłabyś smutnej osobie na rozweselenie?
3. Jakie jest Twoje zdanie na temat odmiennych orientacji seksulanych - homoseksualizm, biseksualizm etc.?
4. Ulubiona zabawka z dzieciństwa i dlaczego właśnie ta?
5. Co byś zrobiła gdybyś mogła zatrzymać lub cofnąć czas?
6. Jakiego rodzaju muzyki słuchasz i który zespół/wykonawcę polecasz?
7. Co jadłaś dziś na śniadanie?
8. Najlepsza czekolada to...?
9. Jakie jest Twoje największe marzenie?
10. Czego się boisz najbardziej na świecie?
11. Czego byś nigdy nie zrobiła?
A teraz część czwarta. Miłej lektury! :3
4. Kac to jedno z najgorszych,
najwredniejszych i najdotkliwszych doświadczeń w życiu. Potworna suchość w
ustach i ból głowy, jakby w nocy przemaszerowała przez nią Wielka Armia
Napoleona w drodze na Rosję. Musiałam zmrużyć oczy, bo światło wpadające przez
okno skutecznie mnie oślepiło na kilka dobrych sekund. Przeturlałam się po
łóżku, jęcząc przy tym przeciągle. Boże, umieram! Która to godzina...? Gdzie tu jest jakiś zegar? Na
ślepo próbowałam wymacać budzik na szafce nocnej. Jest, eureka! Nieprzytomnie
sprawdziłam czas i moja głowa, którą podniosłam z tak wielkim trudem, z
powrotem upadła na poduszkę. Ale zaraz, coś było wyraźnie nie w porządku.
Dokonując niesłychanego wysiłku znów otworzyłam powieki i uniosłam głowę.
-Urwał nać!-
krzyknęłam, od razu wyskoczyłam z łóżka, przypłaciłam to porządnym kręceniem w
głowie.
- Mat!-
zawołałam przyjaciela, szukając w pośpiechu ubrań.
-Cześć
Słoneczko, stało się coś? - zapytał ze spokojem, stając w drzwiach, no ale on
oczywiście był ubrany, umyty, uczesany i gotowy do wyjścia.
-Nie tak
głośno, na litość boską! – zganiłam go spojrzeniem, a potem przypomniałam sobie
po co go zawołałam - Dlaczego mnie nie obudziłeś?! Spóźnię się na zajęcia!
-Tak
słodziutko spałaś, nie miałem serca. – odpowiedział już ciszej z udawaną
skruchą.
-Jak ja cię
zaraz...! - zagroziłam, a gdy się roześmiał złapałam poduszkę, którą miałam pod
ręką i celnie rzuciłam. - Nie mam nawet ciuchów, ani szczoteczki do zębów! I
przestań się w końcu tak głupio śmiać!- uraczył mnie śnieżnobiałym uśmiechem,
ale potem się ogarnął.
-Uspokój się
już. W łazience masz nowiutką szczoteczkę i pełną tubkę pasty, więc nie ma
ryzyka, że będziesz straszyć „ogrowym” oddechem. To po pierwsze. Po drugie, za
chwilę
przyniosę ci
jakieś ubrania, ale nie spodziewaj się cudów. I po trzecie, zrobiłem ci kanapki
do szkoły, żeby twój brzuch nie burczał, gdy reszta pilnych studentów będzie
chciała posłuchać wykładowcy, pasuje?
-Szkoda, że
wolisz facetów - byłbyś idealnym mężem, wiesz?
-Za to ty
będziesz beznadziejną żoną, ale ja i tak cię uwielbiam. - darując sobie
odpowiedź skierowałam się do nowocześnie urządzonej łazienki. Szybko
wyszorowałam zęby, umyłam się, a gdy wróciłam do pokoju znalazłam czarną, męską
bluzę i szare legginsy leżące na łóżku. Ubrałam się, włosy spięłam w kucyk, w
miarę pościeliłam łóżko i poszłam do kuchni.
Tam, przy
dużym metalowym stole, czekał na mnie Mat. Nie miałam jednak zamiaru przysiadać
się. Zgarnęłam tylko jedzenie, które mi przygotował, cmoknęłam go w policzek na
pożegnanie i wybiegłam z mieszkania. Zostało mi jakieś dwadzieścia minut do
rozpoczęcia wykładu, więc szłam bardzo szybkim krokiem. Przemykając między
budynkami co chwilę nerwowo zerkałam na stary zegarek, który dawno dostałam od
taty. Brązowy, skórzany pasek i prosta tarcza. Do głowy momentalnie napłynęły
wspomnienia, które ukryłam wiele lat temu w najgłębszych czeluściach umysłu.
Zaatakowały mnie niszczycielskimi falami tsunami.
Gorąco… Słoneczne, letnie popołudnie, ogród pełen
słoneczników i duszne powietrze. W cieniu wiekowej wierzby płaczącej ukrywa się
mężczyzna. Ze starego, drewnianego domu wybiega mała dziewczynka. Jakby z
oddali słychać jej paranoiczny i zaraźliwy śmiech. Na ten dźwięk usta mężczyzny
rozciągają się w najszczerszym uśmiechu.
-Tato!
-Tu jestem,
maluszku. – odpowiada melodyjnym głosem.
-Wcale nie
jestem maluszkiem! – odpowiada buntowniczo mała, a wtedy i on zaczyna się
śmiać.
-No dobrze,
olbrzymko.
-Ha!
Znalazłam cię! – wykrzyknęła przepełniona dumą i pobiegła prosto w otwarte
ramiona ojca.
Oparłam się
o jedną ze ścian, oddech miałam urywany, płytki. Osunęłam się na ziemię, a
potem była już tylko ciemność i warkot silnika...?
Było mi
dziwnie błogo – nie odczuwałam już bólu głowy, tylko się unosiłam. Cudowne
uczucie. Jakbym leżała na chmurze. Tylko czy musi tak strasznie kołysać? No
nic, podryfuję sobie i pomyślę trochę. Powinnam chyba nakreślić jakiś plan
„wielkiego skoku”, na pewno też trzeba zmienić nazwę, bo ta robocza jest
beznadziejna. Dawno nie gadałam z (…) musze do niej koniecznie zadzwonić,
jeszcze się obrazi i dopiero będzie. A tak w ogóle to… Nosz kurde blade! Dużo
łatwiej się myśli, gdy nikt nad tobą nie dyszy! Ja pierdzielę zero zrozumienia
ze strony przytomnych… Chwila, chwila. Ja kto dyszy?! Otworzyłam szybko oczy-
panika przywróciła mi przytomność i pełną świadomość. Spoglądałam prosto w
brązowe, zatroskane oczy z ironicznymi iskierkami. Znajome oczy. Nikodem.
-Ja to mam
do ciebie szczęście, Calineczko. – powiedział z uśmiechem.
-Ach.. To
ty. – odetchnęłam z niemałą ulgą. Dopiero po czasie zorientowałam się, że spoczywam
w jego ramionach – to stąd uczucie „fruwania”. Już chciałam się z nich
wyplątać, ale powstrzymał mnie. – Puszczaj!
- Bo…? Nie
wygłupiaj się, zemdlałaś na środku ulicy. Jadłaś dziś coś w ogóle?
-Mhm…
Słuchaj, jestem spóźniona na zajęcia, więc może mnie po prostu już postawisz i
każde z nas oddali się w swoim kierunku? – zapytałam ze złudną nadzieją. Muszę
przyznać, że wyglądał imponująco. W spranych dżinsach lekko opinających nogi,
skórzanej kurtce i ze zmierzwionymi włosami.
-Chyba sobie
kpisz. – odpowiedział z dezaprobatą, ale przynajmniej odstawił na ziemię – Idziemy
ci kupić coś do jedzenia, bo do lekarza raczej nie pójdziesz, mam rację?
-Nie jestem
głodna. Gdzie moja torba? – zapytałam i w tym momencie z mojego brzucha
wydobyło się straszliwe burczenie, a Nikodem wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Poczekałam aż się opanuje, niecierpliwie tupiąc w chodnik lewą stopą. Matko,
ile można się śmiać?!
-Długo
jeszcze? – spytałam w końcu.
- Tak jasne…
hihihi, nie no serio już się ogarniam.. haha! – i znowu.
- Dobra,
rusz się. – moja cierpliwość się skończyła, szarpnęłam go za rękaw i
pociągnęłam za mną.
-Okay,
czekaj, czekaj! Mam tu swój motor. – wmurowało mnie w chodnik. Motor? Motor?!
Bardzo powoli obróciłam się do niego frontem. Rozejrzałam się po najbliższym
otoczeniu i w końcu dostrzegłam. Piękny, wspaniały niczym spełnienie wszystkich
marzeń i snów. Prawie cały czarny. Z wrażenia ugięły się pode mną kolana,
pewnie znów bym upadła na ziemię, ale Nikodem mnie w porę złapał.
-Czy ty
musisz być tak cholernie idealny?! – zapytałam z niemałą frustracją.
-Słucham?
-Chodząca z
ciebie perfekcja, może nie? Szarmancki sposób bycia, nienaganny wygląd, z
pieniędzmi, pochodzisz z dobrej rodziny, ratujesz damy z opresji i teraz
jeszcze ten motor. W skrócie, jesteś świetną partią.
-Skąd wiesz,
że pochodzę z dobrej rodziny? – spytał podejrzliwie. Niemal słyszałam trybiki
kręcące się w jego głowie, gdy próbował połączyć fakty w logiczną całość. Znowu
muszę kombinować, całe życie wiatr w oczy.
-Ekhm.. to
może w końcu pójdziemy cos zjeść? – usiłowałam dyskretnie odwrócić jego uwagę.
-Skąd? –
uparty jest.
- No wiesz,
znane nazwisko robi swoje.
-Jasne, ale
ty nie znasz mojego nazwiska.
-Plotki
szybko się roznoszą… - teraz to musi uwierzyć – Czy już możemy iść?
-Ale
ściemniasz, Calineczko. Wczoraj, na tym pożal się Boże balu, to byłaś ty. Kto
by pomyślał, że możesz być taka czarująca.
-Żartujesz
sobie? – zapytałam mrużąc oczy, muszę to pociągnąć do końca – Na jakim balu, do
cholery?
-Jak chcesz,
możemy przeciągać tę grę w nieskończoność,
ale oboje wiemy jaka jest prawda. A teraz chodź, znam restaurację, gdzie podają
najlepsze machiato w mieście. – podał mi kask i zaproponował pomoc we wsiadaniu
na to czarne cudeńko. A ja wyjątkowo nie odtrąciłam dłoni wyciągniętej w moim
kierunku, ale z drugiej strony co innego mogłam zrobić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz