Powered By Blogger

czwartek, 13 lutego 2014

Skubnij tęczy cz. IV oraz Liebster Awards - moja nominacja

W końcu znalazłam! Nominuję Vivian Dams. Vivian, pytania dla Ciebie to:

1. Jakie masz pasje, zainteresowania?
2. Co poleciłabyś smutnej osobie na rozweselenie?
3. Jakie jest Twoje zdanie na temat odmiennych orientacji seksulanych - homoseksualizm, biseksualizm etc.?
4. Ulubiona zabawka z dzieciństwa i dlaczego właśnie ta?
5. Co byś zrobiła gdybyś mogła zatrzymać lub cofnąć czas?
6. Jakiego rodzaju muzyki słuchasz i który zespół/wykonawcę polecasz?
7. Co jadłaś dziś na śniadanie?
8. Najlepsza czekolada to...?
9. Jakie jest Twoje największe marzenie?
10. Czego się boisz najbardziej na świecie?
11. Czego byś nigdy nie zrobiła?

A teraz część czwarta. Miłej lektury! :3

4.         Kac to jedno z najgorszych, najwredniejszych i najdotkliwszych doświadczeń w życiu. Potworna suchość w ustach i ból głowy, jakby w nocy przemaszerowała przez nią Wielka Armia Napoleona w drodze na Rosję. Musiałam zmrużyć oczy, bo światło wpadające przez okno skutecznie mnie oślepiło na kilka dobrych sekund. Przeturlałam się po łóżku, jęcząc przy tym przeciągle. Boże, umieram! Która  to godzina...? Gdzie tu jest jakiś zegar? Na ślepo próbowałam wymacać budzik na szafce nocnej. Jest, eureka! Nieprzytomnie sprawdziłam czas i moja głowa, którą podniosłam z tak wielkim trudem, z powrotem upadła na poduszkę. Ale zaraz, coś było wyraźnie nie w porządku. Dokonując niesłychanego wysiłku znów otworzyłam powieki i uniosłam głowę.
-Urwał nać!- krzyknęłam, od razu wyskoczyłam z łóżka, przypłaciłam to porządnym kręceniem w głowie.
- Mat!- zawołałam przyjaciela, szukając w pośpiechu ubrań.
-Cześć Słoneczko, stało się coś? - zapytał ze spokojem, stając w drzwiach, no ale on oczywiście był ubrany, umyty, uczesany i gotowy do wyjścia.
-Nie tak głośno, na litość boską! – zganiłam go spojrzeniem, a potem przypomniałam sobie po co go zawołałam - Dlaczego mnie nie obudziłeś?! Spóźnię się na zajęcia!
-Tak słodziutko spałaś, nie miałem serca. – odpowiedział już ciszej z udawaną skruchą.
-Jak ja cię zaraz...! - zagroziłam, a gdy się roześmiał złapałam poduszkę, którą miałam pod ręką i celnie rzuciłam. - Nie mam nawet ciuchów, ani szczoteczki do zębów! I przestań się w końcu tak głupio śmiać!- uraczył mnie śnieżnobiałym uśmiechem, ale potem się ogarnął.
-Uspokój się już. W łazience masz nowiutką szczoteczkę i pełną tubkę pasty, więc nie ma ryzyka, że będziesz straszyć „ogrowym” oddechem. To po pierwsze. Po drugie, za chwilę
przyniosę ci jakieś ubrania, ale nie spodziewaj się cudów. I po trzecie, zrobiłem ci kanapki do szkoły, żeby twój brzuch nie burczał, gdy reszta pilnych studentów będzie chciała posłuchać wykładowcy, pasuje?
-Szkoda, że wolisz facetów - byłbyś idealnym mężem, wiesz?
-Za to ty będziesz beznadziejną żoną, ale ja i tak cię uwielbiam. - darując sobie odpowiedź skierowałam się do nowocześnie urządzonej łazienki. Szybko wyszorowałam zęby, umyłam się, a gdy wróciłam do pokoju znalazłam czarną, męską bluzę i szare legginsy leżące na łóżku. Ubrałam się, włosy spięłam w kucyk, w miarę pościeliłam łóżko i poszłam do kuchni.
Tam, przy dużym metalowym stole, czekał na mnie Mat. Nie miałam jednak zamiaru przysiadać się. Zgarnęłam tylko jedzenie, które mi przygotował, cmoknęłam go w policzek na pożegnanie i wybiegłam z mieszkania. Zostało mi jakieś dwadzieścia minut do rozpoczęcia wykładu, więc szłam bardzo szybkim krokiem. Przemykając między budynkami co chwilę nerwowo zerkałam na stary zegarek, który dawno dostałam od taty. Brązowy, skórzany pasek i prosta tarcza. Do głowy momentalnie napłynęły wspomnienia, które ukryłam wiele lat temu w najgłębszych czeluściach umysłu. Zaatakowały mnie niszczycielskimi falami tsunami.
Gorąco… Słoneczne, letnie popołudnie, ogród pełen słoneczników i duszne powietrze. W cieniu wiekowej wierzby płaczącej ukrywa się mężczyzna. Ze starego, drewnianego domu wybiega mała dziewczynka. Jakby z oddali słychać jej paranoiczny i zaraźliwy śmiech. Na ten dźwięk usta mężczyzny rozciągają się w najszczerszym uśmiechu.
-Tato!
-Tu jestem, maluszku. – odpowiada melodyjnym głosem.
-Wcale nie jestem maluszkiem! – odpowiada buntowniczo mała, a wtedy i on zaczyna się śmiać.
-No dobrze, olbrzymko.
-Ha! Znalazłam cię! – wykrzyknęła przepełniona dumą i pobiegła prosto w otwarte ramiona ojca.
Oparłam się o jedną ze ścian, oddech miałam urywany, płytki. Osunęłam się na ziemię, a potem była już tylko ciemność i warkot silnika...?
Było mi dziwnie błogo – nie odczuwałam już bólu głowy, tylko się unosiłam. Cudowne uczucie. Jakbym leżała na chmurze. Tylko czy musi tak strasznie kołysać? No nic, podryfuję sobie i pomyślę trochę. Powinnam chyba nakreślić jakiś plan „wielkiego skoku”, na pewno też trzeba zmienić nazwę, bo ta robocza jest beznadziejna. Dawno nie gadałam z (…) musze do niej koniecznie zadzwonić, jeszcze się obrazi i dopiero będzie. A tak w ogóle to… Nosz kurde blade! Dużo łatwiej się myśli, gdy nikt nad tobą nie dyszy! Ja pierdzielę zero zrozumienia ze strony przytomnych… Chwila, chwila. Ja kto dyszy?! Otworzyłam szybko oczy- panika przywróciła mi przytomność i pełną świadomość. Spoglądałam prosto w brązowe, zatroskane oczy z ironicznymi iskierkami. Znajome oczy. Nikodem.
-Ja to mam do ciebie szczęście, Calineczko. – powiedział z uśmiechem.
-Ach.. To ty. – odetchnęłam z niemałą ulgą. Dopiero po czasie zorientowałam się, że spoczywam w jego ramionach – to stąd uczucie „fruwania”. Już chciałam się z nich wyplątać, ale powstrzymał mnie. – Puszczaj!
- Bo…? Nie wygłupiaj się, zemdlałaś na środku ulicy. Jadłaś dziś coś w ogóle?
-Mhm… Słuchaj, jestem spóźniona na zajęcia, więc może mnie po prostu już postawisz i każde z nas oddali się w swoim kierunku? – zapytałam ze złudną nadzieją. Muszę przyznać, że wyglądał imponująco. W spranych dżinsach lekko opinających nogi, skórzanej kurtce i ze zmierzwionymi włosami.
-Chyba sobie kpisz. – odpowiedział z dezaprobatą, ale przynajmniej odstawił na ziemię – Idziemy ci kupić coś do jedzenia, bo do lekarza raczej nie pójdziesz, mam rację?
-Nie jestem głodna. Gdzie moja torba? – zapytałam i w tym momencie z mojego brzucha wydobyło się straszliwe burczenie, a Nikodem wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Poczekałam aż się opanuje, niecierpliwie tupiąc w chodnik lewą stopą. Matko, ile można się śmiać?!
-Długo jeszcze? – spytałam w końcu.
- Tak jasne… hihihi, nie no serio już się ogarniam.. haha! – i znowu.
- Dobra, rusz się. – moja cierpliwość się skończyła, szarpnęłam go za rękaw i pociągnęłam za mną.
-Okay, czekaj, czekaj! Mam tu swój motor. – wmurowało mnie w chodnik. Motor? Motor?! Bardzo powoli obróciłam się do niego frontem. Rozejrzałam się po najbliższym otoczeniu i w końcu dostrzegłam. Piękny, wspaniały niczym spełnienie wszystkich marzeń i snów. Prawie cały czarny. Z wrażenia ugięły się pode mną kolana, pewnie znów bym upadła na ziemię, ale Nikodem mnie w porę złapał.
-Czy ty musisz być tak cholernie idealny?! – zapytałam z niemałą frustracją.
-Słucham?
-Chodząca z ciebie perfekcja, może nie? Szarmancki sposób bycia, nienaganny wygląd, z pieniędzmi, pochodzisz z dobrej rodziny, ratujesz damy z opresji i teraz jeszcze ten motor. W skrócie, jesteś świetną partią.
-Skąd wiesz, że pochodzę z dobrej rodziny? – spytał podejrzliwie. Niemal słyszałam trybiki kręcące się w jego głowie, gdy próbował połączyć fakty w logiczną całość. Znowu muszę kombinować, całe życie wiatr w oczy.
-Ekhm.. to może w końcu pójdziemy cos zjeść? – usiłowałam dyskretnie odwrócić jego uwagę.
-Skąd? – uparty jest.
- No wiesz, znane nazwisko robi swoje.
-Jasne, ale ty nie znasz mojego nazwiska.
-Plotki szybko się roznoszą… - teraz to musi uwierzyć – Czy już możemy iść?
-Ale ściemniasz, Calineczko. Wczoraj, na tym pożal się Boże balu, to byłaś ty. Kto by pomyślał, że możesz być taka czarująca.
-Żartujesz sobie? – zapytałam mrużąc oczy, muszę to pociągnąć do końca – Na jakim balu, do cholery?

-Jak chcesz, możemy przeciągać tę grę w  nieskończoność, ale oboje wiemy jaka jest prawda. A teraz chodź, znam restaurację, gdzie podają najlepsze machiato w mieście. – podał mi kask i zaproponował pomoc we wsiadaniu na to czarne cudeńko. A ja wyjątkowo nie odtrąciłam dłoni wyciągniętej w moim kierunku, ale z drugiej strony co innego mogłam zrobić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz