Strasznie bardzo przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam problem z dostępem do internetu itede. Jak zwykle czekam na opinie i dziękuję za komentarze. Buziaki. -L.
6. Cały
ostatni miesiąc śmigałam między uczelnią i mieszkaniem Mata. Przedpołudnia
miałam wypełnione zajęciami z zawiłości chemii jądrowej, a popołudnia i
wieczory spędzałam pochylona nad różnego rodzaju planami, mapami i schematami.
Przygotowania do Skubnij Tęczy zostały oficjalnie rozpoczęte. Z Mateuszem
„zgodnie” stwierdziliśmy, że taka nazwa obecnie najważniejszej misji będzie godna naszej dwójki. Naturalnie, ja ją
zaproponowałam. On zgłosił coś w stylu Akcji Stulecia czy Milenium.
-Akcja
stulecia, poważnie? – popatrzyłam na niego z politowaniem.
-
Nie podoba ci się? Przecież to absolutny klasyk. – odparł ze zdziwieniem
malującym się na twarzy. – A ty kochasz klasyczne rozwiązania.
-
Nie wtedy, gdy klasyka trąci kiczem. – powiedziałam z powagą w głosie.
- No
dobrze, ale dlaczego ja mam się zgodzić na twoją nazwę? Skubnij Tęczy, co to w
ogóle za pomysł?
-
Idealnie do nas pasuje i przy okazji nie jest banalne.
-
Pasuje? Do nas?! – zaczął wymachiwać
rękoma nad głową – Phi!
-Czy
ty nie powinieneś się identyfikować z tęczą? – jego ręce zawisły bez ruchu w
powietrzu, otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk – Świetnie, czyli postanowione. – wypisałam
dwa świetnie zgrane słowa u góry białej kartki papieru.
I
wróciłam do rzeczywistości. Zacieniony ogródek jakiejś kawiarni, w której
koniecznie chciała się spotkać ze mną Dominika. Spóźnia się, jak zwykle.
Dobrze, że wzięłam ze sobą cos do czytania. Coś czyli nową książkę Carlosa Ruiz
Zafona. Fabuła tak mnie wciągnęła, że przestałam ciągle z niecierpliwością
zerkać na zegarek. Cieszyłam się chwilą wytchnienia. Rozsiadłam się wygodnie na
ławce wyłożonej poduszkami. Chyba sobie kupię podobne - będą pasować do mojego salonu. Wyciągnęłam
rękę po szklankę na smukłej nóżce. Upiłam łyk, a ciepły, trochę zbyt słodki
płyn zalał gardło. Pianka z mleka przywarła do górnej wargi. Przymknęłam
powieki i niemal zamruczałam z przyjemności. Muszę sobie częściej fundować
takie małe tête a tête z dobrą książką i kubkiem kokosowego machiato. Wróciłam do
lektury i porwały mnie przeżycia mieszkańców Hiszpanii pogrążonej w wojnie
domowej.
Odłożyłam
książkę i poruszyłam szyją aby ją trochę rozruszać. Pora się trochę rozerwać.
Rozejrzałam się po pozostałych
klientach. Co jest? Same mamuśki z dziećmi w wózkach? Czego tu szuka osoba
pokroju Domi? Niezależna podróżniczka, która wróciła dwa dni temu z wyprawy na
Antarktydę, dla której mąż i dzieci to synonim niewoli.
Okay, szukam dalej. Mamuśka, mamuśka, jakiś prawnik,
kolejna mamuśka. Wróć! Prawnik? Z całą
pewnością facet bez wózka przy boku. Wciśnięty w garnitur spod ręki, któregoś z
tych włoskich projektantów. BlackBerry w dłoni, aktówka postawiona przy
stoliku. Nachalna pewność siebie, niemal arogancja w ruchach. Tak, ten facet
jest prawnikiem. Wysportowana sylwetka, idealnie ułożone ciemne włosy. Złoty zegarek pyszniący się na
nadgarstku i… O fuj! Co on ma na tym talerzyku? Czy to…? Zrobiło mi się
niedobrze, popatrzyłam na niego z odrazą. Pewnie się zorientował, że ktoś mu
się przygląda, bo odwrócił się i wbił we mnie wzrok. Spojrzał na mnie
oceniająco. Z lubieżnym błyskiem w oku zbadał moją sylwetkę.
- A
żebyś się udławił tym waflem ryżowym z kawiorem… - wymruczałam pod nosem i z
powrotem zagłębiłam się w książce.
W
końcu odpowiedni cel, pewnie nawet nie spostrzeże, że szpanerski zegarek
zniknął z jego nadgarstka. Tylko jakby to zgrabnie rozegrać? Daleka kuzynka czy
może zwykła kurtyzana? Po zastanowieniu stwierdziłam, że kuzynka będzie w sam
raz. Już się miałam zbierać, gdy za plecami usłyszałam melodyjny głos mojej
przyjaciółki, wykłócającej się o coś z kelnerem. Postanowiłam interweniować.
-
Spokojnie, ta dama jest ze mną. – zwróciłam się do kelnera, który sprawiał
wrażenie śmiertelnie przerażonego – Zajmę się tym - przywołałam na usta zniewalający uśmiech.
Dominika,
gdy tylko mnie dostrzegła zaniechała dyskusji i rzuciła mi się na ramiona.
Wyściskałyśmy się i zaprowadziłam do stolika, znajdującego się w cieniu
jakiegoś rozłożystego drzewa, chyba klonu.
Ją, w przeciwieństwie do Mata, znam stosunkowo krótko.
Poznałyśmy się w szkole średniej, kiedy ja próbowałam zwiać ze znienawidzonej
biologii, a ona akurat została wyrzucona z klasy. Pamiętam to jakby się
zdarzyło kilka minut temu. Od razu znalazłyśmy wspólny język i podejrzewam, że
już wtedy byłyśmy pewne, iż zostaniemy
przyjaciółkami.
-Kochanie,
pamiętasz jak mi opowiadałaś przez telefon o tym nowo poznanym kolesiu, wtedy
gdy mi marzł tyłek na południowych krańcach planety? – zapytała po chwili
rozmowy w stylu „a pamiętasz…”.
- Ciężko
zapomnieć, wypytywałaś o niego przez jakąś godzinę, a potem zażądałaś zdjęć,
których nie mam i nie miałam, i wszelkich możliwych danych na jego temat. – to
przy wspomnianej rozmowie telefonicznej z Domi zorientowałam się, że nie mam do
Nikodem żadnego kontaktu, numeru telefonu czy mail‘ a, po prostu nic.
Tym sposobem od naszego pocałunku, po którym od razu
uciekł z mojego lokum, minął niemal miesiąc, a od niego żadnej wiadomości.
Liczyłam, że może wpadniemy na siebie w szkole, ale nic z tego. Odpuściłam,
więc sobie tę krótkotrwałą znajomość, uznając ją za mało istotny epizod w moim
życiu. Trochę szkoda, ale z drugiej strony byłam tak pochłonięta uczeniem się i
przygotowaniami do Skubnij, że nie miałam czasu na odczuwanie, a co dopiero
okazywanie zawodu.
-
Czyli pamiętasz. Świetnie, patrz co znalazłam – powiedziała, wyciągając z torby
jakiś drugorzędny brukowiec. Przysunęłam się do niej i na chwilę zamarłam
wpatrując się w okładkę, na której znajdował się ON wraz z Nikodemem. Tytuł
głosił:
„ZAGINIONY
BRAT NIE ZAMIERZA WYJAWIAĆ SZCZEGÓŁÓW TRAGICZNEJ ŚMIERCI ZNANEGO PISARZA”
Zaschło
mi w gardle, jak to „zaginiony brat?! Dopiero teraz spostrzegłam jak Nikodem
jest podobny do NIEGO. Jakiż świat jest okrutny – pomyślałam z goryczą. A taka
byłam pewna, że już nigdy więcej nie będę do TEGO wracać, że skutecznie
przecięłam nić łączącą mnie z przeszłością. Przykra ironia losu, że pierwsza
osoba, do której mogłabym coś więcej poczuć, okazuje się być JEGO bratem
odnalezionym po latach.
Uśmiechnęłam się smutno, teraz to serio potrzebuję
rozrywki. Mówię Dominice, że za chwilę wracam i kieruję się w stronę tego
aroganta siedzącego opodal. Naciągam kapelusz tak aby zasłaniał jak najwięcej
twarzy. Z każdym kolejnym krokiem poziom adrenaliny rośnie, serce zaczyna bić
coraz szybciej. Jestem już wystarczająco blisko, chrząkam by zwrócić jego uwagę
na moją osobę. Próbuję mu wcisnąć ten kit o naszym rzekomym pokrewieństwie.
Oczywiście mi nie wierzy. Rozmawiamy jeszcze przez chwilę. Nagle coś odwraca
jego uwagę i wtedy zwinnym ruchem odpinam zegarek błyszczący w promieniach
słońca, chowam go do kieszeni swetra. Myślę, że moje serce zaraz nie wytrzyma
takiego tempa i padnę trupem na oczach tych wszystkich ludzi. Boże, kocham to
uczucie! Przepraszam za „pomyłkę” i
wracam do swojego stolika. Uśmiecham się, tym razem łobuzersko, odwracam głowę
i puszczam oczko do swojej ofiary. Siadam, Domi patrzy na mnie z nieukrywanym
podziwem.
- Wyrabiasz się dziewczyno! To było absolutnie
bezbłędne. – mówi teatralnym szeptem, przyłożywszy dłoń do ust. W odpowiedzi
przykładam tylko palec wskazujący do warg, nakazując jej milczenie, po czym obie wybuchamy
serdecznym śmiechem zupełnie nieświadome tego, że facet, którego właśnie
okradłam przygląda się nam badawczym, podejrzliwym wzrokiem.
-Halo?
Dzień dobry. Czy dodzwoniłam się do redakcji tygodnika Gwiazdy, Gwiazdki,
Gwiazdeczki? – zapytałam przymilnym głosikiem.
-
Tak, w czym mogę pani pomóc? – usłyszałam odpowiedź jakiejś kobiety. Po głosie
ciężko było stwierdzić ile ma lat.
-Świetnie,
chciałabym przekazać pewne bardzo ciekawe informacje dotyczące śmierci Wiktora
K. – samo wypowiedzenie JEGO imienia było dla mnie jednym z większych wyzwań.
-Tak…?
-Potrzebuję
jednak pewnego kontaktu, żeby zweryfikować te wiadomości. Czy byłaby pani w
stanie podać mi numer telefonu jego brata Nikodema?
-Obawiam
się, że…- nie pozwoliłam jej dokończyć.
-Zapewniam
panią, informacje, którymi chcę się podzielić są naprawdę bardzo interesujące.
Jedyne co mogę pani na razie powiedzieć to: romans.
-Cóż,
w takiej sytuacji chyba można zrobić wyjątek.
-Cudownie,
wiedziałam, że się dogadamy. – podała mi jego adres, lepsze to niż nic.
To
z Dominiką ustaliłam, że mimo wszystko, powinnam się skontaktować z Nikodemem. Zaraz
po naszym spotkaniu pobiegłam do swojego mieszkania i zadzwoniłam do tego
głupawego pisemka. Przyznaję, chciałam go zobaczyć, te jego lekko drwiące oczy,
bujna czupryna, która miałam straszną ochotę potargać, żeby nie była tak
idealna. Z zażenowaniem stwierdziłam, że chociaż spotkaliśmy się tylko kilka
razy, to się za nim potwornie stęskniłam i wcale mi się to nie podobało.
Tego
dnia wszystko w moim wyglądzie było zaplanowane. Od stroju, na który składały
się czarne, dżinsowe ogrodniczki i biała koszula, po kolor paznokci u stóp.
Nogawki spodni lekko podwinęłam. Założyłam sandałki na koturnie, a włosy
zaplotłam w luźnego Francuza. Dorzuciłam broszkę i torebkę w stylu vintage. Przejrzałam się w lustrze i z satysfakcją stwierdziłam, iż
wyglądam zadowalająco. Wyszłam z mieszkania, zamknęłam drzwi i ruszyłam pod, aż
nazbyt dobrze, znany mi adres.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz