8. Siedziałam na parapecie, wpatrując się w ostatnie
promienie zachodzącego, kwietniowego słońca. Wpadając przez okno, tworzyły
pojedyncze jasne plamy na zmatowiałej, drewnianej podłodze. Trwałam w bezruchu
już od kilku godzin, ale pomimo dawno zesztywniałych kończyn, nie zamierzałam
się stąd ruszyć, przynajmniej na razie.
Rozejrzałam się po moim niewielkim schronie.
Przytłaczający skos dachu, który nie stanowił problemu dla kogoś mojego
wzrostu. Zepsute rowery, za małe narty, konik już tylko na jednym biegunie. To
wszystko pokryte firanką z kurzu i pajęczyn było jak dobrzy, milczący
przyjaciele.
Strych. Moja kryjówka odkąd pamiętam. Nikt tu nigdy
nie zaglądał. Bo po co? Żeby popatrzeć sobie na stare, niechciane, zniszczone
rupiecie? Bez sensu, prawda? Ale moim powodem była potrzeba odizolowania,
chociaż krótkotrwałej samotności.
Przed oczyma
przesunęły mi się obrazy z ostatniej rozmowy. Uwierzył mi, niemal od razu. Wystarczyło
wyjaśnić kilka nie do końca klarownych faktów, o których niewielu miało
pojęcie. Oczywiście, trochę zabolało, że właściwie bez problemu przyjął do
wiadomości, iż mogłam mieć swój udział w śmierci jego brata. Ale czy nie tego
właśnie chciałam? Żeby wiedział? Cóż, teraz trzeba się zmierzyć z zachciankami
i niezbyt chwalebną przeszłością.
Skierowałam wzrok na kubek z resztką zimnej, czerwonej
herbaty. Wyciągnęłam prawą rękę aby uchwycić w dłoń czarne ucho, ale zamiast
tego potrąciłam tylko kubek, który spadł na podłogę i rozbił się z trzaskiem.
Czerwonawa substancja rozlała się, tworząc cudnej urody kałużę.
-
Urwał nać! – mruknęłam pod nosem.
A to wszystko dlatego że w tylnej kieszeni spodni
niespodziewanie zawibrował telefon. Zerwałam się na równe nogi, wyjęłam
telefon. Ręce mi tak drżały, że udało mi się odebrać dopiero za czwartym razem.
Przyłożyłam komórkę do ucha.
-
Tak, słucham…? – zapytałam tak mocno zachrypniętym głosem, że sama nie do końca
zrozumiałam co mówię. Odchrząknęłam i ponowiłam próbę, tym razem z lepszym
skutkiem. Usłyszałam odpowiedź.
-
Musimy się spotkać. – nie wiedziałam co
odpowiedzieć, głos uwięzł mi gdzieś w okolicach krtani, a Nikodem kontynuował –
Możesz przyjść do kawiarni, do której cię zabrałem, gdy zemdlałaś? Trafisz tam w
ogóle? – mówił szybko, było słychać jak
bardzo jest spięty, ale kto by nie był po wyznaniu, którym go uraczyłam?
-Och..
Tak, chyba tak! – niemal wykrzyknęłam. – Powiedz mi tylko za ile czasu mam tam
być? – zapytałam pełna życiodajnej nadziei i śmiertelnego strachu jednocześnie.
-
Wyrobisz się w pół godziny? – czy on do reszty zwariował?! Jaka dziewczyna
wyrobiłaby się w trzydzieści marnych minut?
-
Jasne, pół godziny będzie w sam raz. – odpowiedziałam i chyba tylko samej sobie
pokiwałam głową.
Rozłączył się, a ja pędem ruszyłam do łazienki,
ignorując szczątki ukochanego kubka spoczywające na podłodze. Później się tym
zajmę.
Gotowa do wyjścia byłam po dwudziestu minutach. Nie
byłam pewna czy jasne spodnie, czarny, odrobinę za duży sweter z dekoltem w
łódkę i trampki są odpowiednie, ale nie miałam zbyt dużo czasu do namysłu.
Odpuściłam sobie nawet makijaż, jedynie usta pociągając nawilżającą pomadką.
Włosy upięłam w luźnego koczka na czubku głowy, były już lekko przetłuszczone,
ale poskąpiono mi czasu na mycie, suszenie i modelowanie. Ostatni rzut oka na
odbicie w lustrze, złapałam torbę, w której były klucze i portfel wraz z
telefonem, i już byłam za drzwiami
mieszkania spiesząc na spotkanie.
Stres zaatakował tuż przed przeszklonymi drzwiami. Już
miałam uciekać, gdy dostrzegłam przygarbioną postać Nikodema, siedzącego w rogu
maleńkiej sali. Podwinięte rękawy koszuli podkreślały mięśnie ramion. Wyglądał
na przytłoczonego.
Spojrzałam na zegarek – pięć minut spóźnienia. Wzięłam
głębszy oddech i pchnęłam szklane drzwi. Już bez wahania podeszłam do stolika i
usiadłam naprzeciwko Nikodema.
-
Przepraszam za spóźnienie. – powiedziałam, stawiając torbę przy krześle.
-
Nic nie szkodzi, zmieściłaś w przysługującym ci kwadransie akademickim. –
odpowiedział, a jego miękkie wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu.
Ulżyło mi, gdy zażartował, może
jednak nie będzie tak źle? Rozejrzałam się, zawołałam kelnera i złożyłam
zamówienie na panna cottę z sosem truskawkowym oraz świeżo wyciskany sok
pomarańczowy.
Spojrzałam na
niego. Wpatrzony w swoją szklankę z wodą sprawiał wrażenie melancholijnego.
Milczy, ja też milczę. To nie do mnie należy rozpoczęcie tej rozmowy. Siedzieliśmy
w niezręcznej ciszy dopóki nie dostałam swojego zamówienia. Wymruczałam pod
nosem podziękowania i upijam łyk orzeźwiającego napoju. Założyłam nogę na nogę,
palcami nerwowo bawiłam się srebrnym wisiorkiem, który trafił do kolekcji na
samym początku, i czekałam. W końcu się odezwał.
- W
jakim stopniu byłaś w to wszystko zaangażowana? – zapytał i popatrzył mi w
oczy.
-
Jeśli pytasz czy to ja wykonałam decydujący, to odpowiedź brzmi: nie. –
odpowiedziałam niemal od razu, odpuszczając sobie przekładnie zawieszki między
palcami.
-
Więc jaki był twój udział w tym wszystkim? Co takiego zrobiłaś? Okradłaś go? –
ostatnie pytanie wywołało coś na kształt ukłucia w klatce piersiowej. Przecież
nigdy nie przejmowałam się opinią innych. Dlaczego zatem ta zgryźliwość
wywołała taką reakcję?
-Niby
nic specjalnego, ale jednak istotnego. – zaczęłam wywód. – Pewnie wiesz, że
Wiktor miał problemy z sercem. Maja, jego narzeczona, wpadła na pomysł aby
wykorzystać tę wadę na naszą korzyść. Jako pielęgniarka wiedziała co robić.
Plan był prosty, ale dobry. Ja miałam go zwabić do domku i poczęstować winem,
do którego ona dosypała jakiś środek, nie chciałam wiedzieć co to było. W
pewnym sensie postanowiłam jej zaufać , w końcu nic tak nie zbliża do siebie
kobiet jak wspólny wróg. – w tym momencie lekko się uśmiechnęłam. - Wino, cały ten teatrzyk, to miało być
uczczenie mojego „wyswobodzenia się” spod opieki rodziców. Później miałam mu
powiedzieć, żeby zaczekał na mnie w sypialni, żebym mogła się lekko odświeżyć w
łazience. I do tej pory wszystko szło gładko, bez problemów, ale wtedy naszły
mnie wątpliwości. Czy zemsta przyniesie ulgę zranionemu sercu? Czy coś w ogóle
może ją dać? Na szczęście, w łazience czekała Maja z moją torbą pełną
pospiesznie spakowanych ubrań. – nerwowo potarłam dłońmi o uda. – Chyba się
popłakałam, ale nie pamiętam dokładnie. Wiem, że mnie przytuliła, ucałowała w
czoło i kazała na siebie uważać. Trochę dziwna relacja jak na zdradzaną
narzeczoną i kochankę, co? Obie go kochałyśmy, ale jak widać to nie był ten
rodzaj miłości, który zdarza się raz w życiu. Uciekłam przez okno, resztę
pozostawiając Mai. On powinien już wtedy spać, a ona według planu po prostu wstrzyknęła mu powietrze do
krwioobiegu. Potem zadzwoniła na pogotowie jako zrozpaczona ukochana. Rankę po
ukłuciu miała wytłumaczyć tym, że próbowało go ratować podając jakieś coś.
Wszyscy uwierzyli, bo była zarówno życiową partnerką jak i pielęgniarką znanego
pisarza chorego na arytmię. Obyło się bez sekcji zwłok. Nigdy już jej nie
widziałam ani się z nią kontaktowałam. Nie poszłam nawet na jego pogrzeb.
Tamtej nocy schronienia udzieliła mi Dominika, miała już wtedy własne
mieszkanie, a ponieważ chciałam być z nią fair opowiedziała jej wszystko. Do
dnia dzisiejszego tylko ona wiedziała. Nie pochwaliłam się nawet Matowi,
chociaż pewnie się czegoś tam domyślał, ale nigdy nie zadawał pytań. Chyba po prostu
wolałby, żebym sama się przyznała. – tu urwałam swoją wypowiedź, bo już nie
miałam nic więcej do powiedzenia.
Siedziałam wpatrzona w
nieruszony deser, na który nie miałam już najmniejszej ochoty. Bałam się
podnieść wzrok, żeby przypadkiem nie napotkać oskarżycielskiego spojrzenia Nikodema.
Znowu zaczęłam pocierać palcami zawieszkę w kształcie krzyża z kokardką.
-
Ale teraz opowiadasz o tym mi, dlaczego? – zapytał spokojnym głosem.
Spodziewałam się tego pytania,
ale i tak się jeszcze bardziej zestresowałam. Ja i takie wyznanie? To przecież
niedorzeczne. Popatrzyłam na niego. Żadnych niemych oskarżeń, tylko coś na
kształt zaciekawienia. Zaczerpnęłam dużo powietrza i w końcu to powiedziałam.
-
Bo widzisz… Polubiłam cię. Co jest dosyć frustrujące, bo po historii z Wiktorem
nie chciałam powtórki. Jesteś okrutnie
denerwujący, ale opiekuńczy, zabawny i cholernie przystojny, a na dodatek
okazuje się, że jesteś jego bratem. – przy każdym epitecie prostowałam jeden z
palców lewej dłoni. – Chcę, żebyś mi ufał,
wiedział na czym stoisz i z kim się zadajesz. A teraz mogę mieć tylko nadzieję,
że nie nagrywałeś tej rozmowy i nie popędzisz zaraz na policję albo do mediów.
– powiedziałam to wszystko jednym tchem.
-
Cóż, bardzo schlebia mi twoja odpowiedź. – spojrzał mi wyzywająco w oczy – Ale
nie jestem aż tak sprytny, nic nie nagrywałem, a tym bardziej nie zamierzam
pobiec na policję.
-Dlaczego?
– nie byłam w stanie powstrzymać pustej ciekawości, jakby mi nie mogło
wystarczyć, że się nie wygada. Pochyliłam się lekko w jego kierunku.
-
Dlatego, że nieziemsko spodobała mi się pewna czerwonowłosa kryminalistka. –
odpowiedział pewnym głosem z figlarnym błyskiem w czekoladowo brązowym oku
okolonym długimi rzęsami.
Okay. Czyli na razie to wszystko. Mówisz, że jeszcze jedynie 4 części - szkoda. wciągnęłam się. Ale z drugiej strony nie ma co na siłę niczego ciągnąć ani rozwlekać, w końcu nie długość ma znaczenie (hehe) No i jestem tak bardzo ciekawa, jakie będzie zakończenie. Zakończenie to, moim zdaniem, rzecz najważniejsza. No nic. Czekam.
OdpowiedzUsuń