10.
Zapinając suwak łososiowej, tiulowej spódnicy sięgającej kilka centymetrów za
kolano, w pamięci powtarzałam każdy punkt planu działania. Musiałam być pewna,
że wszystko pójdzie po naszej myśli. Założyłam delikatne beżowe czółenka
zapinane na paseczek, mrucząc pod nosem trasę ucieczki.
-
Pierwsza w prawo, czwarta w lewo, potem cały czas prosto, a na rozwidleniu
znowu w prawo. Zjazd w dół i druga w lewo, jeszcze raz w lewo i na górę. –
kończę zapinać drugi z nieszczęsnych pasków i staję twarzą w twarz ze swoim
odbiciem, w którym nie rozpoznaję siebie.
Jestem ubrana jak jakaś
baletnica, co napadło Mateusza, żeby mnie tak przebrać?. Jasne body z głębokim
wcięciem, przynajmniej raz moje małe cycki nie są wadą, do tego ta absurdalna
spódnica. No i włosy, zostałam zmuszona poświęcić moje ukochane makowe,
zniszczone i suche kosmyki na rzecz klasycznego boba z prostą grzywką, i w
dodatku zrobił ze mnie szatynkę! Nad tym ubolewałam najbardziej. Nudny brąz i
to nie w formie peruki a farby?! Jednak, muszę przyznać, że nie wyglądałam w
tym wszystkim źle. Nowa fryzura ładnie podkreślała kształt twarzy, a perły i
makijaż w stylu lat pięćdziesiątych dodawały retro uroku całości. Ciekawe czy
spodoba się Nikodemowi?
Wyszłam z mini salonu piękności
urządzonego przez Mata i skierowałam się do salonu, gdzie zorganizowaliśmy
centrum dowodzenia, składające się z laptopa i kilku map. Nasz kierowca jeszcze
się nie pojawił, co mnie trochę przygnębiło. Chociaż może lepiej, że go nie ma?
Będę mogła się skupić na tym, co teraz jest naprawdę ważne.
- O
proszę, moja mała księżniczka się w końcu pojawiła. – niemal wykrzyknął
Mateusz, gdy weszłam do pokoju przy akompaniamencie stukających obcasów. –
Obróć się.
-
Co mam zrobić? – to na pewno ten brąz na głowie wpłynął na mnie ogłupiająco
tego wieczoru.
-
Piruet, słonko. Obróć się kilka razy.
-
Chcesz, żebym się zabiła? – spojrzałam na niego jak na osobę niespełna rozumu.
-No
już szybciutko, szybciutko. Ładny piruet i możemy przejść do ważniejszych
rzeczy. – ależ on jest uparty!
Rozejrzałam się czy pod nogami
nie plączą się jakieś zabójcze kable, czy inne czyhające na moje życie
pierdoły. Jeszcze raz potępiająco
popatrzyłam na przyjaciela, który tylko wyszczerzył się w uśmiechu.
Zaczęłam się powoli obracać wokół własnej osi, lekko unosząc ręce dla
zachowania równowagi. Spódnica nagle jakby ożyła. Warstwy tiulu stworzyły wokół
mnie łososiowy chaos. Jeszcze chwila i się potknę, na pewno. Dobra, chyba już
wystarczy. Zatrzymałam się, ale ściany
wciąż wirowały przed moimi oczami.
-
Zadowolony? – wydukałam w stronę Mata, gdy otoczenie już się w miarę
ustabilizowało. Poprawiłam grzywkę i spojrzałam wyczekująco na przyjaciela. On
już coś sprawdzał na laptopie, energicznie klikając w kolejne klawisze
klawiatury. – No wiesz…! Ja tu się gimnastykuję z tym cholernym piruetem, w tej
niedorzecznej fryzurze, a ty sobie sprawdzasz mail ‘a?!
-
Nie rzucaj się tak, bo się spocisz i cały makijaż ci spłynie. Szkoda by było,
gdyby zmarnowało się takie arcydzieło. – odpowiedział tak opanowanym głosem, że
miałam ochotę go uderzyć lub kopnąć. Zrobić cokolwiek by wywołać żywszą
reakcję. – Podejdziesz tu w końcu? Zaraz będę mieć połączenie z Dominiką.
Usiadłam obok Mata na skórzanej
kanapie i wpatrzyłam się w niewielki
ekran. Chwilę to trwało, ale w końcu zobaczyłam uśmiechniętą twarzyczkę
rozczochranej brunetki. W tle było widać fragment pokoju hotelowego.
-
Cześć dzieciaki! – wykrzyknęła entuzjastycznie, jak to tylko ona potrafi.
-
Hej, skarbie. – odpowiedział Mateusz, a ja tylko pomachałam na powitanie. Nagle
na twarzy Domi pojawił się wyraz przerażenia, jakby zobaczyła coś strasznego.
- O
Jezusie… Mateusz, idioto! Coś ty zrobił mojej najlepszej przyjaciółce?! –
wyjęczała, jakby coś ją niesamowicie bolało.
-
Chyba jedynej przyjaciółce… - odburknął. – Nowy kolor i cięcie dodały jej klasy
i elegancji.
-
No jasne i jakieś 10 nadprogramowych lat. – na tę uwagę wybuchłam śmiechem.
Podejrzewam, że w tym momencie oboje popatrzyli na mnie ze szczerym
politowaniem, zwłaszcza Mat. Przez moment dochodziłam do siebie, a gdy już się
ogarnęłam zwróciłam się do Dominiki.
-
Wszystko gotowe? – zapytałam z pełną powagą.
- Pewnie,
że tak. Gdy rozpocznie się wystawa włamię się do komputerów ochrony, wyłączę
wszystkie kamery, oprócz tych znajdujących się w sali głównej, a na te ich
telewizorki podrzucę obraz nagrań z przed tygodnia. Po zamknięciu wyłączę
wszystkie możliwe zabezpieczenia, a reszta należy do was. – odpowiedziała tonem
osoby, która ma pełną świadomość tego co robi i wie, że jest w tym naprawdę
dobra.
-
Okay… Co zrobisz potem? – kolejne pytanie padło z mojej strony.
-
Nic bardziej prostego. Kompa podrzucę
Carlosowi, a sama ulotnię się stąd zanim ktokolwiek się zorientuje. Mój towarzysz
dostał końską dawkę środku nasennego, więc raczej się nie obudzi. Także
wszystko wskazuje na to, że pójdzie szybko, łatwo i przyjemnie, bez większych
problemów – wytłumaczyła totalnie lekceważącym tonem, jakby w ogóle nie
przyjmowała do wiadomości, że coś może pójść nie tak. Ja w tym momencie
zamilkłam, ale Mateusz jak zwykle znalazł sobie powód do zadawania pytań.
-
Carlosowi, tak? – nie byłam w stanie powstrzymać przewrotu oczami. – Rozumiem,
że noc stosunkowo udana? – kontynuował swą tyradę mój przyjaciel.
Oni sobie gawędzili na temat
życia erotycznego Dominiki, gdy ja poszłam na balkon, a właściwie taras,
odetchnąć świeżym wieczornym powietrzem. Zapatrzyłam się w niebo. Bez problemu
odnalazłam Wielki wóz – jedyną konstelację, którą byłam w stanie rozpoznać. Koniec maja. Prawdopodobnie za kilka godzin
zostanę współposiadaczem najcenniejszego bursztynu na Ziemi. Byłam strasznie
zestresowana, do tego stopnia, że dopadły mnie mdłości.
Weszłam z
powrotem do mieszkania i, ignorując ciągle rozmawiających przyjaciół,
skierowałam się do kuchni, gdzie nalałam sobie wody. Szklankę opróżniłam niemal
jednym haustem. Od razu zrobiło mi się nieco lepiej. Nagle usłyszałam
odchrząknięcie Mata, stojącego w przejściu z jadalni do salonu.
-
Chodź, muszę ci wyjaśnić kilka rzeczy dotyczących twojego dzisiejszego stroju.
– powiedział, gdy na niego spojrzałam.
Podążyłam za nim do salonu.
Rozsiedliśmy się na kanapie i dowiedziałam się, że moje beżowe, mocno
wydekoltowane body wcale nie było zwykłym ciuszkiem. Zostało w jakiś sposób
ulepszone. Nie wnikając w szczegóły techniczne chodziło o to, że będzie
regulować temperaturę mojego ciała, podczas ucieczki kanałami, które wiły się
pod całym miastem. Oczywiście będę musiała się po drodze pozbyć spódnicy, bo
mogłaby znacznie utrudnić nasz odwrót.
Gadaliśmy jeszcze przez chwilę o tym co spakowaliśmy.
Oczywistym jest, że po zakończeniu Skubnij tęczy będziemy musieli wyjechać z
kraju. Zdecydowaliśmy się na Seszele – raj na Ziemi. Ja postanowiłam wziąć
tylko kilka sukienek i strojów kąpielowych, resztę kupię już na miejscu. Nagle
rozległo się pukanie do drzwi.
-
Otworzę. – powiedziałam i kuc – galopkiem potruchtałam do drzwi, wiedząc kto za
nimi czeka. Poprawiłam grzywkę, która już mnie zaczynała poważnie irytować, i
otworzyłam. Nikodem zmierzył mnie wzrokiem od stóp do czubka głowy. Cóż, jego
mina była raczej niecodzienna i warta zobaczenia. Jednak już po kilku sekundach
się ogarnął i na twarz powrócił standardowy wyraz samozadowolenia i lekkiego
lekceważenia.
-
Gotowa? – zapytał z szelmowskim uśmiechem, który w komplecie ze smokingiem
sprawił, że wyglądał jeszcze lepiej.